Ten rok zapowiada się ciekawie pod wieloma względami. Zresztą już pierwszy miesiąc przyniósł mnóstwo wrażeń na rynkach finansowych. WIG zaatakował historyczny sufit, ale go nie wybił. Indeks odpadł od zeszłorocznego szczytu niczym amator boulderingu, ale ze względu na blisko ustawione wsparcie bykom łapki się nie połamały. Mięciutka poduszeczka umiejscowiona na wysokości 65 000 pkt zapobiegła otwartemu złamaniu – z przemieszczeniem włącznie. Natomiast sWIG80 odpowiedział na to nowymi, kilkumiesięcznymi minimami. Coś, co nie powinno zostać przebite w ramach standardowych korekt, zostało jednak naruszone (19 435 pkt). Dramatu jeszcze nie ma – maluchy mają nadal trochę miejsca do obrony długoterminowego wsparcia. Jednakże kiedy muzyka na GPW jeszcze gra, a gości ubywa, to nie trzeba pytać się dyskdżokeja o godzinę. Koniec imprezy to już kwestia czasu.
A propos DJ-a – śledząc ostatnie zachowanie jankeskiego indeksu DJIA, można odnieść wrażenie, że hossa ma coraz więcej skaz. I nie chodzi tu o to, że jeszcze na początku stycznia benchmark prężył muskuły na historycznych poziomach, aby trzy tygodnie później testować kwietniowe denko z ubiegłego roku. Taka kontra baribali nie oznacza od razu bessy. Jak na razie rynek traktuje to jako aberrację i nic więcej. Capo dei capi pozostaje w strefie szczytowej i najwidoczniej nie martwi się zbytnio o to, że Eliot Ness z Fedu zapowiedział serię podwyżek stóp procentowych. Inwestorzy zaznajomieni z dorobkiem Andersena prawdopodobnie nie mają złudzeń, że król światowych indeksów nie jest do końca przybrany w szaty (prawie nagi). Popłoch, jaki zapanował np. w trzeciej linii Wall Street, daje do myślenia, że nie warto czekać na zbliżającą się salwę z gangsterskiego Thompsona. „Tommy Gun" jeszcze nie odpalił w tym roku, co mogło się już wydarzyć w styczniu. Pojawia się zagwozdka, czemu J. Powell odłożył w czasie moment pociągnięcia triggera – może wynika to z macoszego podejścia do rynków akcji?
Fundusze otrzymały więcej czasu na stopniowe redukowanie pozycji w ryzykownych aktywach, co teoretycznie może złagodzić skutki zaostrzania tsunami monetarnego. Nie tędy droga, nie dzisiaj – wracamy do brzegu. Skupiając się na trzeciej linii Wall Street, okazuje się, że Russell 2000 ma za sobą podręcznikową pułapkę hossy i obecnie dzieli losy Ikara. Benchmark ten efektownie przełamał od góry (niestety) psychologiczną barierę 2000 pkt i jest już o ponad 5 proc. poniżej długoterminowej strefy konsolidacji. Dla przypomnienia – przez cały 2021 r. indeks się konsolidował i po wielomiesięcznych przygotowaniach do szczytowego ataku w listopadzie doszło do kluczowego wybicia. Popyt zaatakował, 2300 pkt pokonane, później 2400 pkt. Kwiaty, szampan i gratulacje. Skończyło się jednak na poziomie 2458 pkt i kilku dniach wzrostów. Obecnie pozostał niesmak i zgaga od dyskontowego wina oraz resztki goździków na parkiecie. W ostatni piątek stycznia Russell 2000 znajdował się już 20 proc. niżej, a trend stał się spadkowy.
Nieciekawie prezentuje się także sDAX. Wprawdzie losy niemieckiego indeksu są odmienne od jankeskiego kolegi z Wall Street, to jednak jedno ich łączy: po dniach chwały zostało wspomnienie, a wspólnym potencjalnym celem, prawdopodobnie są długoterminowe wsparcia. Na Deutsche Boerse DAX kroczy po parkiecie w tych samych szatach co andersenowski cesarz DJIA. Niby trwa nadal hossa, ale jednak coraz więcej widać czerwieni wśród największych spółek. Od strony technicznej na uwagę zasługuje rozszerzający się trójkąt, wewnątrz którego przebywa benchmark czterdziestu blue chips. Formacja ta ostatnim razem pojawiła się tuż przed krachem w 2020 r. Wówczas przełamanie wsparcia 12 900 pkt (dolnego ograniczenia ww. struktury) doprowadziło do załamania notowań. Obecnie DAX posiada adekwatny poziom obrony w okolicach 14 800 pkt. Dodatkowym ostrzeżeniem dla miłośników hossy może być to, że w okresie sierpień 2021– styczeń 2022 r. doszło do wykształcenia się formacji G&R. Wszystko to może się jeszcze odwrócić na korzyść byków w długim terminie. Podobnie jak to, że na GPW zapachniało bessą.
WIG20TR nadal znajduje się pod potrójnym szczytem. mWIG40 ma za sobą pułapkę hossy na wysokości sufitu z 2007 r., a EUR/PLN ponownie zaczyna piąć się na północ w ramach długoterminowego kanału wzrostowego. To są jak na razie elementy giełdowej układanki, z której niekoniecznie musi wyjść słowo bessa. Wystarczy odpowiednio duży zastrzyk świeżego kapitału, wiara w rychły koniec średnioterminowej korekty (?) oraz eksplozja optymizmu na głównych parkietach świata.