Dobry indeks giełdowy to wskaźnik, który powinien charakteryzować się kilkoma istotnymi cechami. Jedną z najważniejszych jest zapewnienie replikowalności, czyli możliwość zbudowania portfela przez inwestora w pełni odpowiadająca portfelowi indeksu. Ostatnie wydarzenia związane z kwalifikacją spółek do indeksów zmuszają do weryfikacji tradycyjnego podejścia w tym zakresie.
Indeksy giełdowe pierwotnie były tworzone jako wskaźniki dostarczające informacji o koniunkturze w określonym segmencie papierów wartościowych. Istotne zmiany zaszły w tym obszarze na przestrzeni ostatnich 40 lat i związane były z rozszerzeniem funkcji indeksów.
Pierwszym czynnikiem wzrostu znaczenia indeksów był rozwój rynku instrumentów pochodnych tworzonych w oparciu o te wskaźniki. Zgodnie z danymi Federacji Światowej Giełd na koniec 2016 r. ponad 50 proc. rynku kontraktów terminowych i opcji mierzonej wolumenem obrotu bazowało na indeksach giełdowych. W przypadku giełdy warszawskiej wskaźnik ten w ubiegłym roku wynosił 65 proc.
Drugim ważnym elementem, przyczyniającym się do wzrostu znaczenia indeksów, było uruchomienie pierwszych funduszy pasywnych, których portfele odpowiadają listom uczestników indeksów giełdowych. Oferta ta w ostatnich latach została poszerzona przez fundusze typu ETF, spotykające się z coraz większym zainteresowaniem inwestorów budujących długoterminowe strategie oszczędnościowe. Według agencji Moody's tylko w Stanach Zjednoczonych wartość portfeli funduszy pasywnych stanowi 28 proc. wszystkich zarządzanych aktywów, a w ciągu kolejnych czterech–siedmiu lat może przekroczyć 50 proc.
To wszystko pociąga za sobą konieczność zapewnienia przez firmy obliczające indeksy takiej konstrukcji wskaźników, aby ich struktura odpowiadała rzeczywistym możliwościom inwestycyjnym. Pierwotnie bowiem udział spółek w indeksach odpowiadał ich kapitalizacji rynkowej. Jednak w latach 90. ubiegłego wieku inwestorzy zauważyli, że nie wszystkie akcje danej spółki są dla nich dostępne, szczególnie w sytuacji, gdy podmiot posiada inwestora strategicznego. W związku z tym pojawiła się koncepcja wyznaczania udziałów spółek w indeksach na podstawie liczby akcji realnie dostępnych w obrocie. Wskaźnik ten definiowany jest jako liczba akcji w wolnym obrocie (free float). Najczęściej za akcje takie uznaje się te, które znajdują się w posiadaniu inwestorów poniżej 5 proc. całej emisji. Jednocześnie za inwestorów strategicznych nie uznaje się firm inwestycyjnych, niezależnie od liczby akcji posiadanych przez daną firmę. To podejście jest obecnie powszechnym standardem w przypadku najważniejszych indeksów na rynkach kapitałowych na świecie.