Nieświadomi ich podatnicy dopiero przy finalizacji danej transakcji orientują się, że „mina walutowa", na którą nadepnęli, „eksploduje" konsekwencjami nieprzewidzianymi na początku inwestycji.
Przypominam pokrótce: każdy dochód w walucie opodatkowany w świetle polskich przepisów musi być najpierw przeliczony na polskiego złotego. Reguła ta działa na dwa sposoby. Albo przeliczamy na złotego elementy wyjściowe, czyli przychód i koszty, których różnica daje dochód, albo od razu dochód (przychód) podlegający opodatkowaniu wprost. Pierwsza reguła odnosi się – co do zasady – do modelu obowiązującego w podatku liniowym (patrz tzw. podatek giełdowy), a druga do podatku Belki, w którym zasadniczo nie ma mowy o uwzględnianiu kosztów uzyskania. Zasadniczo...
Jest w opodatkowaniu ryczałtem jeden wyjątek, który odnosi się do dochodów z funduszy inwestycyjnych. Wyjątek ten sprawia, że dochody z funduszy, bez względu na to, czy pochodzą z wykupu, czy ze sprzedaży w transakcji z osobą trzecią (certyfikaty FIZ), są opodatkowane poprzez wstępne ustalenie zysku według obliczenia: przychód minus koszty.
Na funduszowych certyfikatach widać różnicę w działaniu niespójnych przepisów najlepiej, ponieważ – za przyczyną samej nazwy – certyfikaty te są często mylone z innymi certyfikatami, które mają postać papierów dłużnych (tzw. certyfikaty depozytowe). Różnica jest porażająca, bo prowadzi do odmiennych efektów podatkowych.
Jeśli nabywamy certyfikat dłużny od emitenta i jest on wyrażony w walucie (np. nominał 100 USD kupujemy za 99 USD), to dochód (i przychód równocześnie) w postaci zdefiniowanego przez ustawodawcę „dyskonta" wyniesie w momencie wykupu 1 USD i zostanie opodatkowany zawsze, po uprzednim przeliczeniu na złotego według kursu z dnia poprzedzającego otrzymanie przychodu. Dlaczego zawsze? Bo w tym przypadku przychodem jest dyskonto, zawsze najpierw wyrażone w walucie!