W czasie przesłuchania przed senacką komisją ds. bankowości Janet Yellen zaszokowała obserwatorów i uczestników rynku kapitałowego, stwierdzając, że za niski poziom aktywności zawodowej odpowiedzialne są opiaty. Problem dotyczy głównie tak zwanych prime-age workers (przedział wiekowy 25–54 lat). Co dość znamienne, tydzień przed wystąpieniem szefowej Fedu opublikowany został raport ekonomistów Goldman Sachs, który utrzymany był w podobnym tonie. Wynika z niego, że dziennie z powodu przedawkowania w USA umiera 90 osób, co jest zdecydowanie rekordowym poziomem. Od początku lat 70. liczba zgonów z powodu przedawkowania oscylowała poniżej 5 tys. osób, co jest o tyle interesujące, że z jednej strony wiedza na temat szkodliwości narkotyków była zdecydowanie mniejsza, a z drugiej był to okres rozwoju kultury kontestacyjnej. Niemniej od przełomu wieków obserwujemy prawdziwy wystrzał liczby zgonów z powodu przedawkowania narkotyków: w 2000 r. było to ok. 8 tys. osób, podczas gdy w 2015 r. już ok. 33 tys. Jest to chyba jeden z momentów zwrotnych w kwestii tak zwanego kryzysu opiatowego w USA, o którym w ostatnich latach mówił się sporo, ale po raz pierwszy tematem na poważnie zainteresowała się opinia publiczna.
Według raportu Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego zdecydowanie zmienia się struktura ludzi uzależnionych od heroiny. Po pierwsze, wzrasta liczba uzależnionych białych; obecnie to ok. 90 proc. wszystkich uzależnionych. Po drugie, przeciętny uzależniony sięga po narkotyki zdecydowanie później, obecnie w wieku ok. 23 lat, podczas gdy jeszcze niedawno w wieku 16 lat. Ponadto w programach terapeutycznych największy odsetek stanowią ludzie w przedziale wiekowym 50–59 lat. Jako przyczynę takiego stanu rzeczy ekonomiści Goldman Sachs podają zdecydowany wzrost sprzedaży liczby tzw. półsyntetycznych opioidów, czyli leków zawierających substancję przeciwbólową oraz drugą o działaniu uspokajającym. Według Amerykańskiego Centrum ds. Zapobiegania Chorobom w 2012 r. liczba recept na leki przeciwbólowe wyniosła w USA ok 250 mln, co stanowiło wzrost o 300 proc. w ciągu 13 lat. Według statystyk ok. 80 proc. osób uzależnionych od heroiny było wcześniej uzależnionych od mocnych leków przeciwbólowych. Wydaje się zatem, że przyczyna uzależnienia jest znana, nadal jednak nie wyjaśnia to całego procesu. Rąbka tajemnicy uchyla sama szefowa Fedu, która wskazuje, że dwa czynniki, które mogą za tym stać, to globalizacja oraz automatyzacja procesów produkcji amerykańskich przedsiębiorstw.
Znamy już kondycję psychiczną amerykańskiego pracownika, przyjrzymy się zatem materialnej. Według Lawrence'a Mishela szefa think tanku Economic Policy Institute, od 1973 r. poziom wynagrodzeń amerykańskich robotników wzrósł do 2013 r. jedynie o 13 proc., uwzględniając inflację. W tym samym czasie produktywność przedsiębiorstw wzrosła o 254 proc. Coraz mniejsze znaczenie pracownika na rynku potwierdza również analiza udziału wynagrodzeń pracowników w amerykańskim PKB. Wskaźnik ten osiągnął swoje maksimum na początku lat 70., gdy było to blisko 54 proc. W kolejnych latach, z wyjątkiem końcówki lat 90., obserwuje się tendencję spadkową. Obecnie notuje się poziomy zbliżone do minimum z 2011 r., czyli 42 proc. Na drugiej szali znajdują się natomiast zyski korporacji, liczone jako procent PKB. Na początku lat 70. wskaźnik ten wynosił ok. 4 proc. Natomiast obecnie jest to już 9,2 proc., nieco poniżej maksymalnego poziomu 10,8 proc. w 2Q'12. Według Amerykańskiego Urzędu Statystycznego poziom aktywności zawodowej w USA od 1950 r. do 2017 r. wynosił średnio 63 proc. Swoje maksimum osiągnął w styczniu 2000 r., gdy wyniósł 67,3 proc. Od tego czasu poziom aktywności zawodowej znajduje się w trendzie spadkowym, obecnie wynosi blisko 63 proc. W zasadzie możne powiedzieć, że nie powinno to budzić większego zdziwienia, po prostu wróciliśmy do średniej. Niemniej warto się przyjrzeć ostatniemu dziesięcioleciu. W tym okresie maksymalny poziom aktywności odnotowaliśmy w przededniu kryzysu 2008 r., było to ok. 66 proc.
Wzrost znaczenia kapitału w stosunku do pracownika jest widoczny również na amerykańskich parkietach. Trudno wskazać dziś sektor, w którym najpierw internet, a później zastosowanie big data oraz algorytmów sztucznej inteligencji nie wywołałoby prawdziwej rewolucji. Spójrzmy przede wszystkim na wzrost znaczenia spółek technologicznych, które zatrudniają zdecydowanie mniej osób niż konwencjonalne biznesy. Facebook, Amazon, Netflix oraz Google, czyli popularne FANG, zatrudniają łącznie ok. 645 tys. pracowników, podczas gdy wszystkie spółki z indeksu S&P 500 ok. 24 mln (udział ok. 2,7 proc.). Natomiast ich udział w indeksie S&P 500 to 7,8 proc. Duża efektywność biznesów technologicznych jest dość oczywista i nikogo nie zaskakuje. Spójrzmy jednak na zmiany, jakie zaszły w spółce Boeing. Na koniec 2012 r. spółka zatrudniała 174,4 tys. pracowników, a średni przychód na pracownika to 468 tys. USD. Natomiast na koniec 2016 r. Boeing miał tylko 150,5 tys. pracowników, ale sprzedaż na pracownika to już 628 tys. USD. W tym samym czasie liczba produkowanych samolotów Boeing 737 wzrosła z 34 do 47 sztuk miesięcznie, spółka planuje również wzrost produkcji w latach 2018 i 2019 do odpowiednio 52 i 57 sztuk.
W historii postępu gospodarczego już od czasu rewolucji przemysłowej pojawiają się głosy przeciwne postępowi technologicznemu (luddyści). Obecnie jego skala nabrała jednak tak dużego tempa, że zdecydowanie może zmienić porządek zarówno gospodarczy, jak i polityczny. W tym kontekście coraz bardziej przestają dziwić socjalistyczne postulaty kapitalistycznych miliarderów (Musk, Zuckerberg, Gates) o dochodzie gwarantowanym, a także coraz śmielsze próby wprowadzania go w życie w poszczególnych krajach (Finlandia, Szwajcaria).