Przede wszystkim zachwyceni mogą być inwestorzy. Rynki w USA kilka godzin po wyborze Trumpa na prezydenta zareagowały dość panicznie, ale jak wiadomo, nastroje inwestorów bywają kapryśne. Kolejne miesiące to już zdecydowana hossa na amerykańskich parkietach. Trudno wyrokować, czy zwyżki są efektem korelacji z działaniami prezydenta czy to zwykłe współwystępowanie z globalnym ożywieniem gospodarczym. Spójrzmy zatem, jak prezydent wywiązał się z przedwyborczych obietnic.
Na pierwszy ogień poszła reforma służby zdrowia, dla której na chwilę obecną prezydent nie jest w stanie znaleźć zwolenników nawet we własnej partii. Drugi projekt – reformy podatkowej – po tym, jak został przyjęty w Izbie Reprezentantów, teraz jest przedmiotem prac Senatu. Główne założenia reformy to redukcja podatków dla korporacji i osób fizycznych z obecnych 35 do 20 proc. Wydaje się, że w tym przypadku Trump jest w stanie osiągnąć sukces. Trzecia propozycja Trumpa: 1 bilion wydatków na infrastrukturę, głównie drogi, mosty oraz lotniska. Na chwilę obecną ta propozycja wydaje się zwykłą polityczną sztuczką. Budżet federalny przewiduje co prawda wzrost niektórych wydatków na infrastrukturę o 200 mld USD. Z drugiej jednak strony ogranicza wydatki na inne cele, takie jak: remonty autostrad, budowa zbiorników wody pitnej czy rozbudowa lotnisk w mniejszych miastach o łącznej wartości 255 mld USD. Odpowiedź Trumpa na krytykę to wzrost znaczenia sektora prywatnego, który miałby wypełnić lukę w postaci brakujących 800 mld USD. W ten sposób płynnie przechodzimy do kolejnej propozycji deregulacji, gdzie postęp prac wygląda chyba najbardziej interesująco. Administracja Trumpa przyjęła zasadę 2:1, zgodnie z którą każda nowa regulacja musi być poprzedzona usunięciem dwóch starych. W pierwszych pięciu miesiącach urzędowania usunięto lub wstrzymano 860 regulacji. Docelowo Trump chce zlikwidować ok. 70 proc. obowiązujących przepisów, które jego zdaniem jedynie powstrzymują wzrost realnego biznesu. Łączna liczba przepisów federalnych zwiększyła się z ok. 400 tys. w 1970 r. do 1,1 mln na koniec urzędowania prezydenta Obamy. Jeśli chodzi o najbardziej kontrowersyjną kwestię, czyli budowę muru na granicy z Meksykiem, administracja Trumpa nieco straciła wcześniejszy zapał. Najnowsze doniesienia mówią o sześciu firmach, które przygotowały osiem prototypów muru. Mają być testowane w kolejnych tygodniach.
Jeśli chodzi o kwestie geopolityczne, Trump zaczął od zagrania rodem z szemranego kasyna – wywrócenia stolika z żetonami. Zbombardowanie Syrii było jasnym sygnałem dla coraz mocniej rozpychającej się w regionie Rosji, że czasy polityki resetu właśnie się skończyły. Po mocnym otwarciu prezydent nieco wyhamował kowbojskie zapędy. Dość spokojnie przyglądał się zaostrzeniu sytuacji na Półwyspie Koreańskim, koncentrując swoją aktywność na Twitterze, gdzie poznaliśmy nowe przezwisko Kim Dzong Una, „Człowiek rakieta".
I oto znaleźliśmy się w prawdziwym królestwie urzędującego prezydenta, czyli mediów społecznościowych. Jeden z wybitnych amerykańskich ekonomistów Paul Krugman powiedział kiedyś, że kwestia rozwiązania kryzysu w USA jest bardzo prosta. Wystarczy poinformować opinię publiczną o zagrożeniu ze strony kosmitów, a społeczeństwo ze strachu o swoją przyszłość rzuci się do ostatecznego konsumowania dóbr. Czasem, analizując aktywność Trumpa w mediach społecznościowych, odnosi się wrażenie, że właśnie przyleciał jeden przybysz z obcej planety. Z drugiej jednak strony Trump co chwila wywołuje kontrowersje swoją aktywnością na Twitterze, dając mediom dokładnie to, czego chcą, a mianowicie kolejne emocje. W tym miejscu nasuwa się skojarzenie z jednym z najciekawszych trenerów piłkarskich. José Mourinho znany jest z przykuwania uwagi mediów, często w sposób bardzo kontrowersyjny. Wachlarz tzw. mental games jest w tym przypadku bardzo szeroki. Od kolejnych pseudonimów po wsadzanie palca w oko trenerowi rywala. Warto jednak pamiętać o dwóch istotnych zaletach, których nie można mu odmówić, a są one ze sobą powiązane. Po pierwsze, w dużym stopniu ściąga on presję ze swoich zawodników. Po drugie, zdecydowanie bronią go liczby. Pomimo że nie jest wirtuozem taktyki, gabloty klubów, które trenuje – z niewielkimi wyjątkami – wypełniają się trofeami. Podobnie rzecz ma się z Trumpem, mimo panicznego krzyku liberalnych mediów jednego nie można odmówić nowemu prezydentowi. Zdecydowanie bronią go liczby. Po lekkiej zadyszce na początku roku amerykańska gospodarka w II i III kwartale znów wróciła na ścieżkę wzrostu. Wskaźniki bezrobocia zarówno w wersji U3, jak i U6 zbliżają się do historycznych minimów. Spółki notowane na amerykańskim parkiecie zaliczyły historycznie rekordowe wyniki w III kwartale.