Spadek cen ropy w latach 2014–2016 miał swoje dobre strony. Wielkie firmy naftowe zaczęły ciąć koszty produkcji i ograniczać wydatki, a także wprowadzać nowe, zwiększające efektywność produkcji technologie. W efekcie przy cenach ropy na poziomie 50–55 dolarów za baryłkę generują tyle gotówki, ile generowały dziesięć lat temu, gdy baryłka kosztowała 100 i więcej dolarów. Według analityków w średnim terminie poziom wolnych przepływów finansowych powinien rosnąć, a sprzyjać mają temu nie tylko poczynione oszczędności, ale i cena ropy prognozowana na poziomie powyżej 60 dolarów za baryłkę.
Akcjonariusze, obserwując rosnący strumień gotówki, oczekują, że naftowe potęgi podzielą się z nimi pieniędzmi. Czy to przez dywidendę, czy to przez skup akcji. Zarządy koncernów to wiedzą i – jak się wydaje – zamierzają sprostać oczekiwaniom. Francuski Total zapowiedział, że podniesie dywidendę o 10 proc. oraz że do 2020 r. na skup akcji przeznaczy równowartość 5 mld dolarów. Shell ogłosił, że na buy back do końca dekady wyda 25 mld dolarów. Dywidendy podnieśli norweski Statoil i amerykański Chevron, a BP ogłosiło, że wraca do programu skupu akcji.
Spodziewaną przez analityków stopę dywidendy naftowych potentatów można śmiało porównywać z oprocentowaniem śmieciowych obligacji o wyższych ratingach, a ryzyko wydaje się przemawiać na rzecz naftowych spółek.
Optymistyczny obraz nakreślony powyżej na razie trudno zmącić. Przynajmniej w najbliższych latach zagrożeń nie widać. Gdy jednak popatrzy się dalej, to koncerny naftowe stają przed wyzwaniem. Jest nim coraz bardziej realne odejście od samochodów z silnikami spalinowymi na rzecz pojazdów elektrycznych i – ewentualnie – hybrydowych.
Według prognoz LMC Automotive w Europie w tym roku zostanie sprzedanych 200 tys. aut elektrycznych na baterie, a kolejne lata przyniosą przyspieszenie. W 2020 r. ma to być już 600 tys. a w 2022 r. – milion. Biorąc pod uwagę, że w ub.r. w Europie zarejestrowano nieco ponad 15,6 mln nowych samochodów osobowych, a ten rok – według prognoz – ma przynieść wzrost o około 1 proc., oczekiwany udział elektryków w sprzedaży jest nadal niewielki. Jednak z każdym rokiem będzie rósł. Volkswagen przewiduje, że w 2025 r. co czwarte sprzedawane przez grupę auto będzie miało silnik zasilany baterią elektryczną. Jeśli zrealizowane zostaną zapowiedzi rządów dotyczące wprowadzania zakazu rejestracji nowych samochodów osobowych z silnikiem benzynowym i Diesla oraz oczekiwania analityków dotyczące spadku kosztów zakupu samochodów elektrycznych, to w okolicach 2050 r. gdzieś na świecie zostanie sprzedany ostatni samochód z silnikiem spalinowym. Perspektywa odległa, ale firmy naftowe już dziś powinny o niej myśleć.