System podatkowy od lat ewoluuje. W procesie dostosowywania do zmieniającego się świata staje się coraz bardziej „systemowy", czyli w coraz większym stopniu zależy od systemów, a w coraz mniejszym od człowieka. W realnym wymiarze polega to na tym, że jeszcze kilka lat temu odwiedzałem regularnie budynki skarbówki co miesiąc, a dziś wizyta u urzędników musi wiązać się ze szczególnymi okolicznościami.
Proces ewolucji w podatkach polega na tym, że kasa z szufladą na bilon zamieniła się w kasę fiskalną, papierowe księgi w twardej oprawie – w pliki JPK, a paszporty do kontroli pobytu wybranych rezydentów – w oświadczenia FATCA. Urzędnicy chcą się z nami kontaktować elektronicznie, rzadziej telefonicznie, a już realnie czy choćby na piśmie, to wcale... Niedługo kontrolować będziemy się sami albo zajmą się tym doradcy podatkowi, bo oni też jakby – systemowo – częściej nas straszą, niż napawają optymizmem.
Wszystko służy skuteczności, efektywności i sprawia, że podatki stały się istotną... gałęzią gospodarki. Prace mają wyspecjalizowani, programiści, informatycy, prawnicy, twórcy stron internetowych i sprzedawcy programów. Zmiany przepisów podatkowych w dużej firmie bez zatrudnienia „szefa projektu" mogą się zakończyć interpersonalnym kryzysem, a wystawienie tysięcy deklaracji awarią serwera zamiast drukarki. Koszty rosną i rosną. Pensje specjalistów i doradców puchną, zaś sprzęt niejednego wyspecjalizowanego płatnika lub podatnika przewyższa jakością komputery Apollo 13. Można nie tylko odliczać od podatku, ale nawet pomyśleć o uldze na innowacje, skoro każda mała zmiana w jakimś formularzu fiskalnym rodzi konsekwencje dla działów sprzedaży, marketingu czy kontroli.
Powoli, za własne pieniądze, zmuszani jesteśmy do robienia wszystkiego, aby kolejne, jeszcze większe pieniądze oddać do kasy państwa. Myśląc o kosztach poniesionych w celu uzyskania naszych przychodów, nie wolno nam – z mocy prawa – zapominać o kosztach służących osiągnięciu przychodów przez... budżet. Siłą rzeczy przerzucamy te koszty na klientów, którzy kiedyś zachęcani reklamą mieli „tylko" korzystać z naszych usług, a dziś muszą być dodatkowo powstrzymywani przed ucieczką sprzed lady z powodu tego, że w imieniu państwa każemy im wypełniać jakieś formularze podatkowe.
Morał? Morału nie ma. Zastanawiam się tylko, kiedy w moim samochodzie każą mi zainstalować urządzenie, które będzie informować policję, że właśnie przekroczyłem dozwoloną prędkość, i wyśle zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia? Pewnie też każą zainstalować na mój koszt...