Przyszłość programów emerytalnych jest ściśle związana z naszym rynkiem kapitałowym, bo przecież trudno sobie wyobrazić, że stworzymy jakieś oryginalne wehikuły inwestujące w dobra tradycyjne czy alternatywne. Oczywiście do lamusa można odłożyć wszystkie te projekty, które promowały taką czy inną formę akcjonariatu indywidualnego – prywatyzację przedsiębiorstw, oferty publiczne z pakietem pracowniczym czy wreszcie akcjonariat obywatelski. To zrozumiałe – w Polsce „prywatyzacja" i „akcjonariat" mają dziś tak negatywne konotacje społeczne, że wiązanie tych określeń z tematem emerytur jest co najmniej kontrowersyjne.

Przy spadku zainteresowania inwestycjami w instrumenty finansowe i powrocie dobrego nastawienia do lokowania w bardziej tradycyjne „produkty lokacyjne" przekonanie szeroko rozumianej opinii publicznej do oszczędzania na rynku kapitałowym byłoby nie lada osiągnięciem. Stąd z pewnością zamiar uczynienia pracowniczych programów kapitałowych obowiązkowymi. Bo czy inaczej zainteresowanie PPK nie byłoby porównywalne z zainteresowaniem IKE czy IKZE?

Osobiście uważam, że rynek kapitałowy nie może być przeznaczony dla ogółu. Chodzi mi przy tym o odrzucenie założenia, iż uczestnictwo w nim jest powszechne, choć indywidualne i związane z indywidualną odpowiedzialnością. Już pracownicze programy emerytalne pokazały, że nawet formuła dla wybranych – bo w pracowniczym programie emerytalnym porozumienie pracowników z pracodawcą sprawiło, że w III filarze była to instytucja wyjątkowo elitarna – nie przesądza o istnieniu jakiegoś szczególnego poziomu świadomości uczestników. Ich zainteresowanie programami jest pobieżne i w zasadzie ogranicza się do kontrolowania wyniku, jaki generuje płacona przez pracodawcę składka. W przypadku strat szukają chętnie odpowiedzialnego za skutki wśród zarządzających programem, przedstawicieli w radach związków zawodowych lub w samym pracodawcy.

Przymus w PPK sprawi, że niska wiedza na temat rynku kapitałowego nie wzrośnie, a przecież PPK będą musiały na tym rynku lokować oszczędności pracowników. Tym razem na podstawie decyzji indywidualnej. Co prawda prawdopodobnie będziemy mieli wybór, czy lokować w produkty bezpieczne czy ryzykowne, ale czy ktoś wcześniej przeprowadzi jakieś narodowe testy adekwatności i odpowiedniości? Czy potencjalni uczestnicy PPK są lepiej przygotowani do inwestowania niż 20, 25 lat temu?

PPK będą produktem masowym, a to siłą rzeczy oznacza, że będą miały wszystkie wady inwestowania „popularnego". Takie inwestowanie sprzyja powstawaniu „piramid" i „baniek", bo nie opiera się na wiedzy czy doświadczeniu, ale na informacjach przekazywanych nieformalnie, wśród kolegów, znajomych, w zamkniętych, acz nieszczelnych grupach, powielających z reguły niewłaściwe decyzje. Jeśli więc ryzyko utraty indywidualnych oszczędności rośnie na w miarę normalnym rynku kapitałowym, to czy nie rośnie jeszcze bardziej na rynku, który kurczy się, jest kiepsko nadzorowany czy wreszcie targany wpadkami na miarę „bezpiecznych" obligacji korporacyjnych?