Tocząca się na naszych oczach walka o zdobycie politycznego wpływu na władzę sądowniczą nie jest neutralna dla rynku kapitałowego i – szerzej – dla całej gospodarki. Gdy obok bitwy o ustrój sądów na sztandarach polityków dumnie wybrzmiewają hasła etatystyczne, można się domyślać, jaki będzie dalszy kierunek rozwoju gospodarczego. Niezależne sądy mogą hamować władzę ustawodawczą i wykonawczą nie tylko przed ustanawianiem prawa sprzyjającego państwu, ale i przed wykonywaniem, z naruszeniem zasad wolności gospodarczej i poszanowania prywatnej własności, tego już istniejącego. Zależne już nie...
Można długo dyskutować nad tym, czy sądownictwo wymaga reformowania, i dojść do oczywistego wniosku, że wymaga. Liczba zarzutów pod adresem akurat tej władzy nie jest mała, ale od razu zaznaczam, że krytyka dwóch pozostałych władz – ustawodawczej i wykonawczej – ciężarem gatunkowym pobiła już wszelkie rekordy. Zresztą... Cokolwiek byśmy o sądownictwie powiedzieli, to i tak musimy przyznać, że jego funkcjonowanie uzależnione jest od jakości prawa w Polsce, a ta w większej mierze jest uzależniona od ustawodawcy, który uchwala przepisy, i wykonawcy, który w procesie ich tworzenia prawo... projektuje. Tak, bo to właśnie dziś polityczna egzekutywa umiejscowiona we władzy wykonawczej ma największy wpływ na władzę ustawodawczą.
Tym, którzy popierają polityków dzierżących w rękach miotłę szamoczącą się po sądowych korytarzach, powiem więc z pełnym przekonaniem: tzw. reforma niczego nie poprawi, a w sytuacji przeciętnego obywatela, inwestora, podmiotu gospodarczego czy innego podmiotu oczekującego ochrony państwa dokona spustoszeń, które ogólną sytuację pogorszą. Jeśli wyraźnie projektowany etatyzm dostanie wsparcie od sądownictwa uzależnionego od polityków, nasze spory administracyjne, podatkowe, cywilne i każde inne, mające np. wymiar finansowy, będą w przyszłości kończyły się rozstrzygnięciami korzystnymi dla administracji, państwowych czeboli, narodowych monopolistów i, co gorsza, wszystkich innych osób, które mają wpływy polityczne i gospodarcze u podnóża politycznego tronu.
Monteskiusz nie wymyślił trójpodziału władzy przypadkowo. Idea, którą przedstawił, ściśle wiązała się z ugruntowaniem nowożytnego kapitalizmu. Gospodarka wolnorynkowa musi otrzymywać ochronę właśnie w trójpodziale władzy, a jeśli tego trójpodziału zabraknie, prowadzenie wszelkiej działalności gospodarczej staje się ryzykowne. Kto nas obroni przed niekonstytucyjnymi ustawami wprowadzającymi nowe podatki lub decyzjami administracyjnymi naliczającymi „domiar"? Kto nas ochroni przed decyzjami państwowych regulatorów czy umowami narzucanymi przez „narodowych" monopolistów? Kto wreszcie nam pomoże, gdy w sporze jednej osoby fizycznej prowadzącej działalność gospodarczą z drugą podobną osobą ta pierwsza będzie miała kolegów i znajomych spowinowaconych z jedynie słuszną i błogosławioną opcją polityczną?
Z tymi pytaniami zostawiam czytelników w samotności. Mam nadzieję, że dla większości z Was pozostaną one retoryczne...