Anglik z Kołomyi

Publikacja: 29.07.2018 10:57

Andrzej S. Nartowski specjalista corporate governance

Andrzej S. Nartowski specjalista corporate governance

Foto: Fotorzepa, Małgorzata Pstrągowska

Słyszałem ten epitet w różnych kontekstach. Określano nim kogoś, kto popisywał się kaleką angielszczyzną. Innym razem prostaka, który udawał światowca. Wreszcie osobę odzianą z rozpaczliwą elegancją lat minionych. Powiedzonko zrobiło karierę, chociaż mało kto wie, skąd pochodzi, co pierwotnie oznaczało, czy było uznawane za przezwisko, czy może za komplement.

Kołomyja, stolica Pokucia. Miasto Żydów, Ormian, Polaków, Rusinów (tak nazywano wtedy Ukraińców) pośród kolorowej Huculszczyzny. W 1879 r. w pobliskiej Słobodzie Ranguskiej trysnęła ropa. Napłynęły brytyjskie inwestycje. W mieście zbudowano rafinerię. I linię kolejową. Śladem kapitału przybyli brytyjscy inżynierowie. Nadciągnęły ich rodziny. Na Wyspy dotarły wieści o pięknej krainie nad Prutem i Czeremoszem. Rozwinęła się turystyka.

Białe getry

Zapewne jako Anglika z Kołomyi zapamiętano inżyniera z rafinerii, londyńskiego dandysa, który zadawał szyku, brodząc przez kałuże w białych getrach; wzmianki o takim znalazłem w literaturze. Albo wizytującego inwestycje dystyngowanie szykownego finansistę z City. Przekazy źródłowe informują, że przed wjazdem na kołomyjski rynek, gdzie odbywały się targi, Huculi myli koła swoich wozów. Ale też potwierdzają, że krajobraz miasta był błotny. Kiedy stacjonował tu arcyksiążę Karol Habsburg, wkrótce ostatni cesarz Austro-Węgier, jego małżonka Zyta (urodzona Bourbon-Parma) chadzała z koszykiem na targ, co upamiętnia wierszyk: „koń na rynku zrobił bzydko, nie patrz na to, moja Zytko". W takim entourage'u białe getry musiały kłuć w oczy.

„Anglikiem z Kołomyi" jest ktoś ubrany z elegancją przerastającą okoliczności.

Lecz w epoce wiktoriańskiej dżentelmeni ubierali się tak samo w ojczyźnie, w jej koloniach, w reszcie świata; w Westminsterze, Durbanie, Madrasie, na koniec w Kołomyi. Strojem dawali wyraz imperialnej dumie. W środku Afryki Stanley rozpoznał dr. Livingstone'a nie po kolorze skóry (biały mógł być Belgiem albo Niemcem), a po ubraniu od londyńskiego krawca.

Przez smoking do godności

Pięknie pisał o tym W. Somerset Maugham (The Outstation, 1926). Placówką na Borneo zawiaduje George Warburton, jedyny biały w promieniu wielu mil. Snob, zgrał się w kraju, więc zaciągnął się na służbę w koloniach. Jest zdolnym administratorem. Co wieczór o tej samej porze spożywa samotnie kolację, przebrawszy się do niej w smoking, jak uczyniłby w swoim londyńskim klubie. Sądzi bowiem, że nie powinien – nie może! – ulegać otaczającej go pospolitości. Gdyby wyrzekł się powagi stroju znamionującej szacunek dla siebie, straciłby szacunek u krajowców. Zapewne w Kołomyi też chodziłby w białych getrach. Wyniosła elegancja brytyjskiego rezydenta służyła i godności osobistej, i chwale Brytanii.

Dlaczego powstały dress codes?

Nie ma już imperiów kolonialnych. Nikt surdutem nie demonstruje szacunku dla panującego. Lecz swoim ubiorem człowiek nierzadko komunikuje więcej niż słowami. Niemal absolutną swobodę strojów starają się okiełznać korporacyjne dress codes. Nie widzę w nich zamachu na wolność pracowników. Owszem, korporacje hamują szaleńcze fantazje niektórych, za to od wszystkich oczekują demonstracji szacunku dla zawodu, pracodawcy, miejsca pracy. Oczekują tego w różnym stopniu, skoro inne zalecenia dotyczą pracowników front office, inne tych z back office; inne zwykłych dni roboczych, inne tzw. casual Fridays, jeżeli firmy pozwalają sobie na takie odstępstwa od protokołu.

Żadna korporacja nie zaleci pracownikom paradowania w białych getrach, co współcześnie może tylko śmieszyć, ale także żadna nie zaleci bezkrytycznego ulegania aktualnej modzie. Dress code ma przede wszystkim chronić pracownika i firmę przed śmiesznością. Niekiedy ma także na celu dodanie korporacji dystynkcji i poloru. Niekiedy ma ją wyróżnić pośród tysięcy innych. Jest ważnym komponentem budowy wizerunku firmy. Kto podjął dla niej pracę, niech i pod względem ubioru zaufa jej rozsądkowi.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie