Ponad dwa lata temu w tekście „Stan podgorączkowy?" („Parkiet" 09.07.2016) zwracałem uwagę na przełożenie procesów demograficznych i związanych z nimi zmian na rynku pracy na koniunkturę gospodarczą. Pisałem wówczas, że w krótkim okresie (dwóch–trzech lat) wzrost płac i zatrudnienia będzie wspierać popyt konsumpcyjny, a tym samym wzrost PKB. Równocześnie zwracałem uwagę, że oddziaływanie na koniunkturę w dłuższym okresie nie musi być już takie jednoznacznie pozytywne.
W niniejszym felietonie chciałbym powrócić do tego ważnego zagadnienia.
Płace wciąż w Polsce rosną w solidnym tempie, podobnie jak zatrudnienie, za tym wszystkim idzie zwiększona konsumpcja. Coraz bardziej widać już jednak napięcia, jakie temu towarzyszą – np. pomimo silnego wzrostu gospodarczego zyski firm przestały rosnąć. W związku z tym warto stawiać pytanie: co dalej?
Odpowiedź na to pytanie zależy od tego, jak na sytuację na rynku pracy zareagują firmy. Można sobie wyobrazić trzy scenariusze.
Pierwszy z nich – najbardziej pożądany – zakłada, że firmy dość szybko i powszechnie uświadomią sobie, że zmiany na rynku pracy mają trwały charakter i w związku z tym podejmą długofalowe dostosowanie. Na czym miałoby ono polegać? Na zmianie struktury wykorzystania czynników produkcji – jej stopniowym przesuwaniu od prostej pracy do kapitału, technologii czy też innych form wiedzy. W zależności od rodzaju biznesu czy specyfiki danej firmy powinno się to przekładać na zwiększone nakłady na maszyny, nabywanie nowych licencji, technologii (także poprzez inwestycje kapitałowe – zakupy innych firm), zwiększone wydatki marketingowe, nakłady na badania oraz rozwój itd. Procesom tym towarzyszyć powinna weryfikacja produktów/usług (być może ich paletę trzeba zmienić, odejść od tych najtańszych, a skoncentrować się na tych konkurujących unikalnymi właściwościami), pozycji w łańcuchu tworzenia wartości czy też metod/form dotarcia do klientów. Na poziomie zagregowanym scenariusz ten przełożyłby się na wzrost produktywności nadążający za tempem wzrostu płac. W efekcie mielibyśmy do czynienia z trwałym przesunięciem gospodarki w kierunku większego zaawansowania, produktywności i płac.