Ile to już słyszeliśmy obietnic dotyczących uproszczenia prawa podatkowego. Gabinety cieni, które nigdy gabinetami się nie stały, wypełnione autorytetami, których sława dawno przebrzmiała, pokazują „profesjonalnie" przygotowane projekty ustaw, które niczego nie uproszczą. Zamiast gwarancji, że ustawa podatkowa skurczy się do kilkudziesięciu artykułów, mamy reklamacje, bo ciągle pączkuje i pączkuje...
Ostatnio dostąpiłem zaszczytu czytania kolejnego projektu nowelizacji – jak zwykle nie jednej ustawy, ale kilku naraz. Projekt bardzo duży, uzasadnienie jeszcze większe. Gdy przeczytacie doniesienia prasowe, odniesiecie wrażenie, że szykują się same udogodnienia i ulgi. Będą zwolnienia w obligacjach, będą ułatwienia dla płatników, no i wszystko stanie się jasne w krótkiej sprzedaży. Jeśli weźmiecie projekt do ręki i spróbujecie go intelektualnie ogarnąć, ulgę przyniesie porzucenie projektu w okolicach najbliższego śmietnika.
Nie będę się rozwodził nad tym, jakiej jakości była całość, ani nad tym, że miało się wrażenie, że uzasadnienie napisała inna osoba niż ta, która przygotowała przepisy. Ważniejsze jest, że takich regulacji nie można zrozumieć, nie można czytać, nie da się interpretować i nie da tłumaczyć podatnikom. Zwykła, a jakże trudna do pokonania przez użytkownika konstrukcja prawa przypomina deklinatkę anagramową z jolką. Taką krzyżówkę – upraszczając...
Kiedyś przepisy dzieliły się na artykuły, ustępy, paragrafy i punkty. Owego układu można się było nauczyć na studiach, potem przez kilka lat pamiętać i z pamięci się odwoływać. Teraz wszystkie wymienione jednostki redakcyjne tekstu prawnego mają dodatkowe oznaczenia z jedną, a nawet dwoma literami, choć już dziś widać, że literki również ustawodawcy zaczynają się kończyć, więc prawdopodobnie w kolejnych latach zaczniemy się posługiwać gwiazdkami, krzyżykami, a może nawet koniczynkami.
Ale naprawdę budzi histeryczny śmiech nie to, że mamy problem z oznaczeniami w ustawie. Najgorsze jest to, że taki projekt trafia do podmiotów opiniujących w ramach konsultacji publicznych i podmioty te mają kilka tygodni, aby zapoznać z nim zainteresowane środowiska, rozszyfrować zapisy, przeanalizować potencjalne skutki i sformułować wnioski, które – jak w przypadku omawianej nowelizacji, dotyczącej w części instrumentów i instytucji finansowych – były negatywne, więc... są pomijane w kolejnych etapach procesu legislacyjnego.