Kpiarz i wyrocznia w sprawach stylu John diuk Bedfordu wydał przed laty „Księgę snoba". Przytacza w niej opinię doświadczonego kelnera, że ludzi ocenia się po butach. Elegancik chodzi w obuwiu podążającym za modą; dżentelmen nosi buty klasyczne, pierwszorzędne. W okresie słusznie minionym rozpoznawano nas na Zachodzie po nikczemnych butach z Chełmka. Obecnie nosimy się lepiej, przybyło nam elegancji. Kobiety zadają szyku obuwiem zharmonizowanym z torebką, akcesoriami, strojem. Wielu mężczyzn zostało przy fikuśnych buciorach z czubkiem raz w szpic, raz ściętym. Trudno.
Buty mają być czyste. Okrzyknięty geniuszem finansów Bogusław Bagsik próbował pozyskać do współpracy innowacyjny BIG, z czego nic nie wyszło, bo na wizytę u prezesa banku Bogusława Kotta wybrał się w brudnych butach, a z kimś takim nie robi się interesów.
Terrorystów z 11 września pouczono, że na lotnisko mają przybyć w czystych butach, by nie zwrócić na siebie uwagi.
Lakierki do garnituru?
Ważny jest dobór butów do sytuacji. Radzieccy dyplomaci chadzali w Londynie na wieczorne przyjęcia w brązowych butach, co miejscowa prasa obśmiewała: wszak No browns after six! U nas wytykano sandały do garnituru, teraz wykpiwa się noszone na co dzień lakierki, te symbole powiatowej elegancji (etykieta przewiduje je do fraka, który ostał się już tylko w orkiestrach symfonicznych). Buty mają urzekać połyskiem, acz niekoniecznie nowością. Dżentelmen zatrudniał butlera ze swoim numerem stopy, by mu rozchodził buty. Dama woli cierpieć sama. Dla kobiety nowe buty to terapia. We wspomnieniach znanej pani prezes czytam, że po stresującym dniu kupiła trzy pary butów. Na pocieszenie.
Po butach poznasz, czy ma pieniądze.