Dzisiejszy felieton miał być na inny temat, ale bieżące wydarzenia kazały mi napisać o szczególnego rodzaju problemach nadzorcy w Polsce. Tekst ten powstaje we wtorek, ale mam nadzieję, że do czwartku nie straci nic na swojej aktualności, gdyż porusza kilka fundamentalnych zagadnień dotyczących rzeczywistej i postrzeganej niezależności nadzoru.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż analizuję temat przy założeniu, że nagranie i stenogram są prawdziwe. Nie będę się odnosił do wątku wskazywanego jako najważniejszy, tj. do sugerowanej propozycji korupcyjnej. Dość dwuznaczna rozpiętość czasowa pomiędzy rozmową a ujawnieniem nagrania oraz niska jakość sporządzonego stenogramu nie pozwalają na wyciąganie poważnych wniosków. Jestem przekonany, że te wyciągnie prokuratura lub komisja śledcza i dołożą wszelkich starań, aby sprawa została szybko i wszechstronnie prześwietlona. O czym w takim razie będzie ten tekst? Jest przynajmniej pięć ważnych wątków: samo spotkanie, używane argumenty, ujawnianie ważnych informacji, nagranie oraz konsekwencje dla postrzegania nadzoru w Polsce.
Pierwsza sprawa to sam fakt spotkania w cztery oczy szefa nadzoru z miliarderem, który jest żywotnie i bardzo wymiernie zainteresowany efektami działań nadzorczych wobec podmiotów z jego grupy kapitałowej. Niezależnie od przebiegu tej rozmowy sam fakt jej odbycia bez świadków rzuca cień na postępowanie nadzorcy. Czy szef KNF spotykał się sam na sam z każdym biznesmenem, który był zainteresowany przebiegiem działań nadzorczych? Jeśli nie, to jakie były kryteria doboru rozmówców? Ile było takich spotkań i jakich podmiotów dotyczyły? Czy na tych spotkaniach sugerowane były rozwiązania wykraczające poza normalną praktykę nadzorczą? Pytań jest mnóstwo, a każde z nich wstrząsa moim pojęciem unikania konfliktu interesów.
Drugi wątek dotyczy używanych argumentów. Straszenie nacjonalizacją przez szefa KNF bardzo ciekawie wpisuje się w szerszy kontekst – tworzenia regulacji, których praktycznie nie da się stosować (czy to z uwagi na niedookreśloność pojęć, wzajemną sprzeczność przepisów lub ze względu na wymogi nieproporcjonalne do wielkości podmiotów), czy też ich egzekwowania w dość ekstremalny sposób, np. stosowanie aresztów wydobywczych. Słuchając zatrważających nagrań, można się zastanowić, czy zatem ten „ciąg technologiczny" ułożył się tak przypadkowo i mamy do czynienia z teorią spiskową, czy też miał na celu możliwość zastraszania biznesu? Dotychczas to ja byłem od straszenia nacjonalizacją – czy to w kontekście rozbioru OFE, czy też sankcji wynikających z projektu ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych, ale w obliczu ujawnionych rozmów okazuje się, że moja wyobraźnia nie jest tak oderwana od rzeczywistości, jak się wydawało moim rozmówcom.
Kolejne zagadnienie to ujawnianie wielu elementów, o których raczej nie powinno się mówić adresatowi działań nadzorczych. Jak można w takiej rozmowie przedstawiać słabość urzędu, którym się kieruje, konflikty wewnątrz instytucji, której się przewodzi, czy też dezawuować kompetencje intelektualne innych członków KNF? A do tego dochodzi komentowanie postępowań wobec innych banków i osób – bądź co bądź podmiotów konkurencyjnych do biznesów rozmówcy.