Nagłówki depesz agencji prasowych nie niosą dobrych informacji o stanie południowokoreańskiej gospodarki. Kluczowe wskaźniki czwartej co do wielkości gospodarki Azji ruszyły na południe i ich poziomy są na wieloletnich minimach. Mimo to Hong Nam-ki, nowy minister finansów, twierdzi, że jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić o kryzysie czy recesji.
21 lat temu od Korei Południowej zaczął się jeden z największych kryzysów światowej gospodarki. Krach koreańskich czeboli szybko rozlał się na inne kraje regionu, a jego gaszenie zajęło międzynarodowym instytucjom finansowym wiele miesięcy. Po kryzysie południowokoreańska gospodarka ruszyła z kopyta i, co ważne, stała się jednym z liderów innowacyjności. Dotyczy to zwłaszcza branży technologicznej, w której takie firmy jak Samsung, LG czy SK Hynix znalazły się w gronie głównych światowych graczy.
Od jakiegoś czasu widać, że zależna od eksportu gospodarka Korei Południowej łapie zadyszkę. Rząd stara się sprostać wyzwaniom, począwszy od bezrobocia młodzieży po dług gospodarstw domowych i potencjalny wpływ wojny handlowej USA–Chiny na gospodarkę Korei.
– Gospodarka jest poniżej pełnych możliwości wzrostu, ale nie można mówić, że jest w recesji i kryzysie – to zdanie wypowiedziane przez Hong Nam-kiego, wybijały w depeszach wszystkie agencje prasowe.
Wypowiedź nie była przypadkowa. W III kwartale wzrost gospodarczy wyniósł 2 proc. i był niższy nie tylko od ubiegłorocznego (2,8 proc.), ale także od oczekiwań ekonomistów (2,2 proc.). Za słabszym wzrostem stoją takie kluczowe wskaźniki, jak sprzedaż przemysłu, wykorzystanie mocy produkcyjnych i inwestycje, a także zdolność do tworzenia nowych miejsc pracy.