Zmienność na Wall Street podczas okresu świątecznego i przełomu roku była potężna. Na przykład w Wigilię indeksy mocno spadły po to tylko, żeby w drugi dzień świąt wzrosnąć po około 5 procent. Ten 5-procentowy wzrost był wywołany klasycznym zamykaniem z zyskiem krótkich pozycji po osiągnięciu 20-proc. spadku indeksów, czyli po dojściu do umownej granicy oddzielającej normalną korektę od rynku niedźwiedzia. Następna sesja też była zresztą równie szalona – spadek po około trzy i pół procent i zakończenie dnia jednoprocentową zwyżką.
Po takich sesjach zadowoleni są jedynie day traderzy – reszta inwestorów wpada raczej w osłupienie. Potem zaczęło wyglądać na to, że rynki wchodzą w bardziej przewidywalną część gry. Na przełomie roku indeksy rosły, a zmienność była już nieco mniejsza. Wydawało się, że wzrostową falę zakończyły w czwartek 3 stycznia duże (dwa i nawet ponad trzy procent) spadki indeksów. Wystarczyło, że w Chinach opublikowano słabsze dane makro, a Apple ostrzegł, że z powodu spadku chińskiego popytu musi zredukować prognozy zysku.
W piątek, 4 stycznia, zapowiadał się jednak kolejny zwrot na tej kolejce górskiej i rzeczywiście tak się stało. Poprawiało nastroje to, że Chiny potwierdziły rozpoczęcie rozmów handlowych z USA. Poprawiać nastroje mógł też doskonały miesięczny raport z rynku pracy. Dane były jednak dość dziwne. Sygnalizowały doskonałą sytuację gospodarczą dzień po tym, jak ISM dla sektora przemysłowego spadł o wartość największą od ostatniej recesji.
Przełomem dla rynków było to, że właśnie w ten piątek pojawił się Jerome Powell, szef Fed, i to on odpowiadał za przebieg kolejnej, szalonej sesji. Wypowiadając się podczas dorocznego spotkania American Economic Association powiedział między innymi, że polityka banku centralnego jest elastyczna, a jego członkowie „wsłuchują się z uwagą" w to, co mówią im rynki finansowe. Powiedział też, że jeśli Fed dojdzie do wniosku, że redukcja sumy bilansowej (zmniejszanie wolumenu aktywów zakupionych podczas luzowania ilościowego) stanowi problem to zaprzestanie tego działania. Oświadczył również, że gdyby prezydent Trump o to poprosił, to nie złożyłby dymisji. Tego wszystkiego bardzo potrzebował obóz byków.
Poza tym podniosły się liczne głosy komentatorów twierdzących, że ostrzeżenie Apple'a nie jest reprezentatywne dla całego rynku. Bardzo mocne dane z rynku pracy, opublikowane w ten kluczowy piątek, mogły zarówno pomóc bykom (gospodarka ma się dobrze), jak i im zaszkodzić (rynek pracy ma się dobrze, więc Fed będzie podnosił stopy). Przeważyły uznane za bardzo „gołębie" słowa szefa Fed – doprowadziły do potężnych, ponad 3- i 4-procentowych zwyżek indeksów S&P 500 i Nasdaq).