Wiemy już niemal na pewno, że polska gospodarka rozwijała się pod koniec ubiegłego roku w tempie najwolniejszym od półtora roku. Choć w całym 2018 r. wzrost PKB okazał się najwyższy od 12 lat (5,1 proc. w ujęciu rok do roku), tylko w IV kwartale był o 0,2–0,3 punktu procentowego niższy niż kwartał wcześniej.
Potwierdziły się sygnały wysłane z około półrocznym wyprzedzeniem przez rynek akcji. Dynamika roczna głównego indeksu warszawskiej giełdy (WIG) obniżała się systematycznie przez cały 2016 r., by w jego II połowie spaść poniżej zera (-16 proc. w szczycie przeceny pod koniec października). Takie zachowanie WIG zawsze w XXI w. zapowiadało (dwa–trzy kwartały później) spowolnienie wzrostu gospodarczego poniżej 3 proc. r./r.
W poprzednim cyklu PKB wyhamował do 2,8 proc. w III i IV kw. 2016 r. Na przełomie 2015 i 2016 r. WIG notował dno bessy z ujemną dynamiką roczną rzędu 15–20 proc. Gdyby uznać dość naiwnie, że zachowanie indeksu jest doskonałym miernikiem dynamiki PKB, można się pokusić o projekcję zakładającą zakończenie obecnego spowolnienia już pod koniec tego roku z PKB w pobliżu 3 proc. WIG odbił bowiem wyraźnie między listopadem a styczniem, co pchnęło jego dynamikę roczną do ok. 10 proc. Kłopot w tym, że – na bazie doświadczeń z przeszłości – dopóki dynamika WIG nie wychodzi ponowie powyżej zera, oznacza to jedynie stabilizowanie się tempa wzrostu PKB na poziomie 3–3,5 proc., ale nie powrót do 4 czy 5 proc.
Na tak krótkie i płytkie spowolnienie gospodarcze w Polsce nie wskazują prognozy ekonomistów ani stan koniunktury w strefie euro. W Niemczech, które można potraktować jako wyznacznik przyszłych (za jeden–trzy kwartały) tendencji w Polsce, w II połowie roku zagościła techniczna recesja (dwa kwartały ujemnego PKB). Wskaźniki wyprzedzające z przełomu roku pozostają na kilkuletnich minimach, sugerując trwanie gorszej pogody w gospodarce.
Z drugiej strony niewielu prognozuje, że Polska w ciągu najbliższego roku, dwóch lat przerwie 20-letni okres prosperity z nieprzerwanym wzrostem PKB (bijemy się pod tym względem o palmę pierwszeństwa z Australią). Nie znaczy to oczywiście, że ujemne PKB na pewno się nie pojawi. Wydaje się jednak, że przy takim jak obecnie wykorzystaniu zasobów siły roboczej, potencjale stymulacji fiskalnej (dobra kondycja budżetu) oraz (wciąż) korzystnym budżecie unijnym, a także stabilnie niskich stopach procentowych i z buforem w postaci płynnego kursu walutowego taki scenariusz naprawdę jest daleki od realizacji. Gorzej pod tym względem prezentuje się odległa perspektywa połowy lat 20. niż koniec bieżącej dekady.