Znaczącym konsumentem tych czterech metali jest motoryzacja. Pallad i platyna wykorzystywane są w katalizatorach aut z silnikiem spalinowym. Kobalt i lit są dziś niezbędne do produkcji baterii napędzających samochody elektryczne.
W ub.r. motoryzacja kupiła rekordową ilość palladu – 8,5 mln uncji. Wzrost popytu motoryzacji na pallad może, ale nie musi, się utrzymać. Utrzymująca się wysoka różnica ceny między nim a platyną może sprawić, że koncerny motoryzacyjne znów zaczną w katalizatorach stawiać na platynę. Ta w latach 2007–2017 była droższa od palladu. Oczywiście nic nie stanie się z dnia na dzień. Od podjęcia decyzji o powrocie do platyny do uruchomienia produkcji minie – w ocenie analityków – od 18 do 24 miesięcy. Gdzieś wcześniej dostawcy katalizatorów zaczną kupować platynę.
O tym, jak rzeczywistość ma się do prognoz, dobrze opowiadają ceny litu. Bez tego lekkiego białego metalu trudno dziś sobie wyobrazić rewolucję samochodów elektrycznych. Wizja kolejnych milionów EV opuszczających fabryki samochodów spowodowała z jednej strony kilkunastomiesięczny, trwający do marca ub.r., wzrost cen litu, a z drugiej skłoniła producentów metalu do zwiększania wydobycia i mocy produkcyjnych. Konsumenci – koncerny motoryzacyjne i producenci baterii – zadbali zaś o długoterminowe kontrakty. W efekcie w ub.r. podaż – co nie było oczekiwane w większości prognoz z lat 2016–2017 – wyraźnie przewyższyła popyt i cena litu poszła w dół. Według aktualnych oczekiwań taki stan rzeczy utrzyma się do 2022 r., a ostre niedobory białego metalu pojawią się trzy lata później.
Cena kobaltu zachowuje się podobnie jak cena litu. Po ubiegłorocznym marcowym historycznym szczycie metal mocno staniał. Nadal jest droższy niż przed trwającą kilkanaście miesięcy hossą, a prognozy mówią, że i w tym roku będzie taniał.
Jest jeszcze jeden metal, który w ostatnim czasie zwrócił na siebie uwagę. To uran, który w 2018 r. należał do metali przynoszących najwyższe zyski. Od kwietniowego dna do końca ub.r. można była na nim zarobić ponad 40 proc. Na przełomie tego i poprzedniego roku jego cena ustabilizowała się na poziomie nieco poniżej 30 dolarów za funt. Jest najdroższy od wiosny 2016 r., a analitycy są zdania, że dalszy wzrost jest nieunikniony. Przewidują, że w 2023 r. uran może kosztować 50–60 dolarów za funt. Jeśli te prognozy się sprawdzą, metal nadal nie będzie rekordowo drogi.