Skupy akcji własnych zmorą Wall Street?

W USA doceniana jest polityka nieobniżania wypłaty dywidendy. Taki krok jest zwykle odczytywany jako sygnał poważnych problemów spółki.

Publikacja: 22.02.2019 07:52

Przemysław Kwiecień, CFA doradca inwestycyjny, główny ekonomista, X-Trade Brokers DM

Przemysław Kwiecień, CFA doradca inwestycyjny, główny ekonomista, X-Trade Brokers DM

Foto: materiały prasowe

Za nami dziesięć lat hossy na Wall Street. Rynek byka w USA był w tym czasie naprawdę mocny. Pomimo okresów turbulencji indeks S&P500 jest dziś czterokrotnie wyżej niż w dołku bessy. Zwyżki w USA były też bardzo konsekwentne na tle wielu innych rynków, np. europejskiego. Tej nie tylko bezwzględnej, ale też względnej siły można się doszukiwać przez pryzmat wielu aspektów. Jednym z nich jest coraz bardziej popularny w USA skup akcji przez emitenta celem umorzenia. W kontekście niedawnej reformy podatkowej praktyka ta stała się jednak bardzo kontrowersyjna i nie wiadomo, czy nie zostanie przynajmniej ograniczona. Czy skupy to błogosławieństwo dla inwestorów czy wręcz odwrotnie – rak toczący amerykański rynek kapitałowy?

Zacznijmy od tego, czym są skupy (ang. buybacks), jaką rolę pełnią i jak należy je postrzegać z punktu widzenia akcjonariuszy. Skupy są pewnego rodzaju substytutem dywidend, gdyż odkup i umorzenie akcji jest w praktyce oddaniem kapitału przez spółkę. Inaczej jednak niż w przypadku dywidend poprzez skupy kapitał nie trafia do wszystkich inwestorów w niewielkiej części, ale tylko do tych, którzy akcje decydują się sprzedać w całości. Można to zatem postrzegać jako odwrotność dla emisji nowych akcji. Wiemy dobrze, jak rynek zazwyczaj przyjmuje emisję nowych akcji. Prowadzi ona do rozwodnienia akcjonariatu i często kończy się przeceną walorów – ponieważ majątek, zyski i przepływy pieniężne trzeba teraz dzielić na ich większą liczbę. W przypadku skupów jest dokładnie odwrotnie – akcji jest mniej, więc ich cena powinna rosnąć i w ten sposób wynagrodzić akcjonariuszy, którzy nie zdecydują się sprzedać walorów.

Amerykańskie spółki wykorzystują jedną i drugą formę dzielenia się kapitałem. Skupy czasem uzasadniane są względami podatkowymi. Podatek od dywidend jest w USA wyższy niż podatek od inwestycji kapitałowych trwających przynajmniej rok, a do tego wypłacane regularnie dywidendy są opodatkowywane oczywiście na bieżąco, podczas gdy podatek wynikający z pośredniego efektu odkupu (poprzez wzrost ceny) akcjonariusz zapłaci dopiero w momencie sprzedaży waloru i w ten sposób może go odroczyć. Sprawy są jednak trochę bardziej skomplikowane, ponieważ dywidendy do pewnego progu w USA są opodatkowane na korzystniejszych zasadach, popularne są też rachunki przeznaczone do długoterminowego oszczędzania (jak IKE/IKZE w Polsce), gdzie kwestia ta nie gra roli. Tak czy inaczej, widać, że to nie kwestie podatkowe stanowią podstawę do decyzji o skupach: wypłaty dywidendy rosną powoli i stabilnie, podczas gdy skupy zmieniają się proporcjonalnie do koniunktury rynkowej i w ubiegłym roku ich skala (mierząc deklaracjami) przekroczyła 1 bilion dolarów, ponaddwukrotnie więcej niż w przypadku dywidend!

W USA doceniana jest polityka nieobniżania wypłaty dywidendy. Obniżenie wypłaty jest zwykle odczytywane jako sygnał poważnych problemów spółki. To zaś oznacza, że w przypadku skupów firmy mają więcej swobody i naturalne jest, że jest ich więcej w czasie dobrej koniunktury, kiedy bezpieczniej jest zdecydować się na taką formę zwrócenia kapitału niż na podniesienie dywidendy na akcję, które może być nie do utrzymania w czasie dekoniunktury. Niestety skutkuje to tym, że firmy najwięcej kapitału oddają w szczycie hossy, gdy wyceny są wysokie (a zatem kapitał względnie tani), a najmniej w okolicach dołka bessy, gdy wyceny są niskie. Z punktu widzenia dotychczasowych akcjonariuszy powinno być dokładnie odwrotnie!

Jest jeszcze jednak „drugie dno". Zarządy spółek poza łatwiejszym kontrolowaniem dywidendy na akcję mogą uzyskać znacznie bardziej wymierne korzyści. W USA w ostatnich latach coraz bardziej popularne są plany długoterminowej kompensacji mające zmniejszać zależność bonusów od krótkoterminowych zysków. W przypadku zarządów spółek z S&P500 udział takich bonusów w całości płacy wzrósł z 32 proc. w 2010 r. do 47 proc. w roku 2016. Najczęściej istotnym parametrem oceny jest zysk na akcję. Odkup akcji nie wpływa na zysk firmy, ale zmniejsza liczbę akcji, poprawiając kluczowy parametr nawet w sytuacji, kiedy same zyski niekoniecznie rosną w satysfakcjonującym tempie.

W ostatnim czasie skupy stały się przedmiotem batalii w amerykańskim Kongresie, gdzie przedstawiciele obydwu partii krytykują zachowanie firm, które przeznaczyły oszczędności wynikające z obniżenia stawki CIT nie na inwestycje (co wieszczył prezydent Trump), ale właśnie w większości na skupy akcji. Republikański senator Marco Rubio proponuje opodatkowanie skupów, tak aby nie mogły one w żadnym przypadku być bardziej korzystne od wypłaty dywidendy.

Jedno jest pewne – skala skupów wydaje się bardzo ciekawym antywskaźnikiem. Ich szczyt w relacji do PKB wypadł w 2007 r., czyli tuż przed początkiem bessy, teraz powoli zbliżamy się do tego poziomu. Z kolei absolutny dołek widzieliśmy dokładnie wtedy, kiedy również koniunktura rynkowa była najgorsza, czyli w I kwartale 2009 r. Problem jednak w tym, że jeszcze w końcówce poprzedniego stulecia skupy nie były zbyt popularne, a do 1982 r. w ogóle były zakazane... jako mechanizm manipulacji ceną akcji!

Przemysław Kwiecień, CFA doradca inwestycyjny, główny ekonomista, X-Trade Brokers DM

Felietony
Potrzeba deregulacji wraca jak bumerang
Felietony
Ulga dla kredytobiorców, niższe zyski oszczędzających
Felietony
Zmierzch zielonej „ściemy”
Felietony
Ożywianie relacji inwestorskich
Materiał Promocyjny
PZU ważnym filarem rynku kapitałowego i gospodarki
Felietony
Gospodarka o obiegu zamkniętym – przewodnik inwestora
Felietony
Pomoc państw Azji Wschodniej w odbudowie Ukrainy