Im bliżej rozpoczęcia programu pracowniczych planów kapitałowych, tym częściej powraca sprawa niezałatwionej prywatyzacji reszty środków zgromadzonych w OFE, ponieważ byłby to sposób na przynajmniej częściową odbudowę zaufania do programów emerytalnych prowadzonych pod skrzydłami państwa. Refleksję nad „skokiem na kasę" z OFE w 2013 r. mamy także wśród obecnej opozycji.
Sprawa 160 mld zł majątku zarządzanego przez OFE, ulokowanego głównie w akcjach spółek, zaczyna przypominać gorący kartofel, który parzy w ręce nie tylko przedstawicieli obozu władzy, ale także obecnej opozycji, która w 2013 r. – sprawując niepodzielną władzę – rozpoczęła rozmontowywanie OFE. Motywacje rachunku sumienia u opozycji łatwo zrozumieć, bo są podszyte politycznie: zbliżają się eurowybory i parlamentarne, więc może warto posypać głowę popiołem przed rzeszą liberalnie zorientowanych wyborców, którzy nie mogą rządowi PO–PSL zapomnieć „skoku na kasę" OFE ulokowaną w obligacjach skarbowych oraz fali hejtu wobec giełdy i rynku kapitałowego, aby ten „skok" propagandowo uzasadnić. Pewnie dlatego europoseł Michał Boni, który cieszył się dużym autorytetem w obozie PO–PSL, po latach przyznaje, że popełniono błąd, likwidując część obligacyjną OFE. Szkoda, że tak późno nadeszła refleksja, że „łatwe" 153 mld zł tylko na krótko poratowały finanse publiczne, a za to odbiły się fatalnym rykoszetem na decyzjach wyborców w 2015 r.
Dla wielu popierających PO–PSL było to bowiem szokujące złamanie emerytalnej umowy społecznej z końcówki lat 90. i podważenie zaufania do państwa, a także rynku kapitałowego. Dlatego echa „skoku na kasę" za PO–PSL powracają w publicznej dyskusji, choć po stronie „starej władzy" oczywiście nie brakuje także dogmatycznych głosów broniących tej decyzji, w czym szczególnie celuje były wicepremier Jacek Rostowski.
Jednak, o ile dla poprzedniego obozu władzy rozliczenie za OFE ma charakter głównie historyczny, dla rządzącego PiS to realny i coraz bardziej palący problem, z którym musi się zmierzyć. Szczególnie, że za pasem mamy inaugurację 1 lipca programu PPK, który zasadniczo także opiera się na zaufaniu obywateli do państwa – wszak to program rządowy. Co prawda, zasadniczą różnicą między PPK a OFE jest fakt, że pieniądze w PPK są ustawowo określone jako środki prywatne w przeciwieństwie do pieniędzy w OFE, które zostały uznane za publiczne wyrokami Trybunału Konstytucyjnego oraz Sądu Najwyższego. Ale skoro państwo raz popełniło faul na oszczędzających, to mogą oni podejrzewać, że w razie nadzwyczajnej sytuacji kryzysowej władza może zrobić to po raz kolejny.
O możliwości prawne takiego „zamachu" na PPK można się oczywiście spierać, ale niestety państwo udowodniło już nieraz, że może robić co zechce, więc trudno się dziwić podejrzliwości i nieufności obywateli.