Po marcowym posiedzeniu Rezerwy Federalnej stało się jasne, że cykl podwyżek stóp procentowych w USA został zakończony. Bank usunął prognozę wzrostu stóp w tym roku, a zamiar dokonania jednej w przyszłym utrzymał wyłącznie po to, by nie zasiać paniki wśród inwestorów. Rynek pieniężny zaczął poważnie rozważać możliwość obniżenia oprocentowania w 2020 r. Rentowności obligacji spadły, krzywa jeszcze bardziej się wypłaszczyła, a oprocentowanie trzymiesięcznych bonów po raz pierwszy od 12 lat dawało zysk wyższy niż dziesięcioletnie obligacje. Rynek potwierdził tymi zmianami, że w kolejnych kwartałach nie oczekuje wzrostu oprocentowania.
W tym cyklu Fed podnosił stopy przez dość długi okres (trzy lata), ale skala zaaplikowanych podwyżek jest skromna (225 pkt baz. wobec 425 pkt poprzednio). Można przypuszczać, że właśnie dzięki temu udało się uniknąć (na razie?) „trupa w szafie", tj. ujawnienia się problemów – czy to określonego instrumentu, czy też całej gospodarki – spowodowanych wzrostem kosztów zadłużenia i mocnym dolarem.
Okres utrzymywania niskich stóp procentowych sprzyja błędnej alokacji kapitału i sztucznemu podtrzymywaniu wypłacalności. To stały mechanizm, odkąd powstały banki centralne. Sądzę, że tak jak w przeszłości, tak i obecnie podobne będą długofalowe konsekwencje zaostrzenia warunków kredytowych w USA.
Swoje źródło w postaci wyższych stóp po okresie luźnej polityki pieniężnej Fedu miały m.in. bankructwo PRL z 1988 r. (po podwyżkach na początku kadencji Alana Greenspana), kryzys meksykański z 1995 r. i azjatycki z 1997 r. (cykl z połowy lat 90.) oraz jego pochodna, czyli kryzys rosyjski z 1998 r. Z tego samego powodu w 2001 r. zbankrutowała Argentyna (podwyżki z końca XX w.), a problemy Grecji, Irlandii czy Islandii powstały w efekcie pęknięcia bańki hipotek sub-prime, mającej swoje źródło w fali podwyżek stóp za późnego Greenspana.
Choć obecne podejście Fedu do polityki pieniężnej jest dużo bardziej subtelne i wyważone, trzeba mieć na uwadze, że i tym razem cykl zbierze swoje żniwo. Tym bardziej że po pauzie w 2017 r. od kilkunastu miesięcy ponownie systematycznie umacnia się dolar.