Przypadająca na bieżący rok rewizja MAR jest okazją do eliminacji nadmiernych wymogów, które zamiast chronić inwestorów, przyczyniły się do ograniczania ich zysków poprzez generowanie niepotrzebnych kosztów, niezwiększających bezpieczeństwa obrotu.
W poprzednich dwóch felietonach przedstawione zostały pożądane zmiany dotyczące definicji informacji poufnej, możliwości opóźniania jej publikacji, transakcji menedżerów oraz list insiderów. Dziś skupię się na sankcjach oraz na możliwościach przeprowadzenia postulowanych zmian legislacyjnych.
Problematyka sankcji jest o tyle trudna, że zarówno regulatorzy, jak i inwestorzy najczęściej nie rozumieją, jaki jest ich finalny skutek. Dominuje bardzo atrakcyjna emocjonalnie narracja, że im wyższa będzie możliwa sankcja, tym bezpieczniej będzie na rynku. Ten prosty tok rozumowania należy jednak zderzyć z brutalnymi realiami dotyczącymi sankcji a mianowicie: czasu nakładania, ich niepożądanego oddziaływania i wreszcie przenoszenia ich skutków na inwestorów.
Pierwsza sprawa dotyczy tego, że na naszym rynku sankcje nakładane są w trybie „archeologicznym" – za przewinienia sprzed wielu lat, nie mają one zatem żadnego waloru prewencyjnego, gdyż najczęściej dotyczą przepisów, które od tamtego czasu zostały już zmienione i mało kto pamięta, czego dotyczyła sprawa. Można nawet zaryzykować tezę, że w takich warunkach wysokie sankcje mają skutek wręcz odwrotny do zamierzonych - jeśli przez lata uczestnicy rynku widzą, że można bezkarnie łamać przepisy prawa, to im wyższe potencjalne sankcje, tym większa frustracja inwestorów.
Drugi problem dotyczy odstraszającego działania sankcji. Przy czym należy wziąć pod uwagę, że sankcje odstraszają głównie uczciwych, jeśli bowiem ktoś będzie chciał nakraść, to zawsze znajdzie sposób, zwłaszcza wobec przedstawionego powyżej podejścia „archeologicznego". Natomiast jeśli będąc uczciwym, można zostać dotkliwie ukaranym (wskutek bardzo nieostrych definicji i olbrzymiej uznaniowości nadzorcy), to trudno znaleźć chętnych do podjęcia asymetrycznego ryzyka – jeśli wszystko dobrze pójdzie, to inwestorzy zarobią, a jeśli źle, to ja będę musiał ogłosić upadłość konsumencką.