Na rynku kapitałowym mamy coraz więcej coraz bardziej skomplikowanych regulacji. Do tego dochodzą przepisy horyzontalne obowiązujące wszystkie podmioty gospodarcze, bynajmniej niesprzężone z reżimem regulacyjnym spółek notowanych. Powoduje to, iż komunikacja z inwestorami staje się – chyba wbrew intencjom regulatorów – coraz bardziej skomplikowana i ryzykowna.
Od wielu lat możemy obserwować nieco schizofreniczne zachowanie regulatorów rynków kapitałowych. Z jednej strony chcą wspierać pozyskiwanie kapitału przez małe i średnie przedsiębiorstwa, z drugiej zaś nakładają na nie coraz większe obowiązki, ryzyka i koszty zupełnie niewspółmierne do wielkości prowadzonego biznesu. Z jednej strony dążą do wydłużenia horyzontu inwestycyjnego poprzez rezygnację z wymogu publikacji raportów kwartalnych, z drugiej zaś tworzą wymóg niezwłocznego raportowania o wszystkim, co może się kiedyś okazać ważne. Z jednej strony zachęcają inwestorów indywidualnych do inwestycji w akcje, z drugiej zaś tworzą zasieki testów odpowiedniości, przez które musi przebrnąć każdy, kto chciałby takich inwestycji dokonać.
Ten dualizm podejścia regulatorów do rynku ma bardzo poważne negatywne konsekwencje, bo korzyści się znoszą, a koszty sumują. W rezultacie otoczenie regulacyjne dla inwestorów się nie polepsza, a dla pozostałych uczestników rynku – istotnie się pogarsza. Zmiany w dyrektywie o prawach akcjonariuszy powodują dalsze utrudnienia dotyczące funkcjonowania emitentów w obszarze wynagrodzeń i prowadzenia biznesu. Każda notowana spółka będzie musiała opracować i przedłożyć do akceptacji walnemu zgromadzeniu politykę wynagrodzeń kadry zarządzającej. Oczywiście pozornie wygląda to bardzo atrakcyjnie, zwłaszcza w przypadku wielkich międzynarodowych koncernów, gdzie liczba zer w uposażeniach budzi duże emocje. Ale w przypadku małych i średnich spółek (a głównie takie są notowane na warszawskiej giełdzie) będzie to przerostem formy nad treścią – kolejnym wymogiem, którego spełnienie będzie się wiązało z dużymi kosztami organizacyjnymi, a nie podniesie bezpieczeństwa inwestorów. Zwłaszcza że poziom szczegółowości może się okazać bardzo wysoki.
Druga zmiana dotyczyć będzie ujawniania transakcji z podmiotami powiązanymi. Znów pozornie wydaje się to uzasadnione – dzięki temu inwestorzy będą mieli większy komfort, że ich pieniądze nie wyciekają bokiem. Ale przejrzystość informacyjna ma swoją cenę. Ujawnianie tak wrażliwych biznesowo kwestii bardzo utrudnia zarabianie pieniędzy dla akcjonariuszy. Ten sam cel regulacyjny (tj. ochronę inwestorów przed nadużyciami ze strony akcjonariuszy większościowych) można osiągnąć inaczej – poprzez większe zaangażowanie niezależnych członków rad nadzorczych i komitetów audytu. Wówczas zapewnione jest nie tylko bezpieczeństwo, ale także szczelność informacyjna, niezbędna do prowadzenia biznesu.
Niestety, ta potrzeba szczelności informacyjnej przegrywa z hasłami przejrzystości informacyjnej. MAR wymaga de facto raportowania sekundowego. Zamiast pójść w kierunku egzekwowania zakazu wykorzystywania przewagi informacyjnej, realizujemy szkodliwą ideę zlikwidowania tej przewagi, co w dramatyczny sposób przekładać się będzie na efektywność zarządzania i konkurowania ze spółkami nienotowanymi. Bardzo ważnym elementem jest tutaj identyfikacja i publikacja finansowej informacji poufnej, w szczególności danych zawartych w raportach rocznych.