W pradawnych czasach, gdy na parkiecie warszawskiej giełdy notowane były takie spółki jak Sokołów, Drosed czy Indykpol, analitykom zdarzało się rozbudzać wyobraźnię inwestorów – i przy okazji dziennikarzy – porównaniami spożycia różnych rodzajów mięsa w Polsce i innych krajach.
W zestawieniach zawsze dobierano kraje, w których owo spożycie jest większe niż u nas. Z tego co pamiętam, w przypadku indyków wzorem do porównania były USA, a w przypadku wołowiny – Francja.
Gdy dodawało się kilogramy mięsa w krajach przywoływanych przez analityków jako wzór, suma robiła imponujące wrażenie, bo była istotnie wyższa niż aktualne spożycie wszystkich gatunków mięsa w Polsce. Co więcej, była wyższa od prognoz na następne lata, co – przynajmniej u tych najbardziej sceptycznych odbiorców analiz – musiało budzić wątpliwości, czy aby na pewno Polak będzie jadł tyle mięsa indyczego co Amerykanin i tyle wołowiny co Francuz.
Podobne porównania prowadzone były także w przypadku piwa (tu punktem odniesienia były Czechy i Niemcy) oraz m.in. wina (benchmarkiem było spożycie we Włoszech, Francji i Hiszpanii). Netia w prospekcie z 2000 r., podając konkretne dane procentowe, zwracała uwagę, że penetracja telefonii stacjonarnej w Polsce jest dużo niższa niż w Europie Zachodniej i jednocześnie twierdziła, że „w chwili obecnej Polska (...) jest bardzo atrakcyjnym i perspektywicznym rynkiem dla operatorów telefonii przewodowej", i informowała, że „na podłączenie do sieci czeka 2,15 mln potencjalnych abonentów".
Pewnie nie przypomniałbym sobie owego mięsa, gdyby nie lektura prospektów emisyjnych amerykańskich spółek planujących IPO (chętnie przeczytałbym ciekawy prospekt polskiej spółki, ale takich jakoś niewiele, a na dodatek od kilku lat w ogóle niewiele firm chce przeprowadzić IPO). Z jednej strony, czytając prospekt, próbuję zrozumieć, na czym polega biznes tej czy innej spółki, a z drugiej, szukam wiedzy o rynku, na którym działa.