Amerykańska gospodarka wyrównała właśnie rekord długości ożywienia. Trwa ono nieprzerwanie dokładnie dziesięć lat. Poprzedni taki epizod miał miejsce między marcem 1999 r. a lutym 2000 r. W czerwcu USA zanotują zatem najdłuższy okres ekspansji gospodarczej w swojej historii. Wszystko wskazuje na to, że nowy rekord zostanie wydłużony o dobre kilka miesięcy.
Z gospodarki napływają wciąż solidne odczyty. Bezrobocie jest najniższe od pół wieku, płace systematycznie rosną, odradza się przemysł, dobra koniunktura panuje na rynku nieruchomości, a konsumenci są w najlepszych nastrojach od 15 lat (wg danych Uniwersytetu Michigan). W tym kontekście zadziwiające jest utrzymywanie się przez całe lata bardzo niskiej inflacji.
Trwale obniżona dynamika cen zaczyna niepokoić Fed. Przedstawiciele Federalnego Komitetu Otwartego Rynku obawiają się, że utrzymująca się długotrwale poniżej 2 proc. inflacja zmniejsza pole manewru i możliwości oddziaływania banku centralnego na gospodarkę. Choć prezes Fed zachowuje dobrą minę do złej gry, zapewniając, że jej spadek ma przejściowy charakter, opinie członków będących pod mniejszą niż Powell presją konieczności wyrażania poglądów całego gremium pozwalają przypuszczać, że te obawy są coraz silniejsze.
Członkini zarządu Fed Lael Brainard przyznała niedawno podczas sympozjum w Waszyngtonie, że niska inflacja wcale nie musi być wynikiem „rezerw rynku pracy" (sztandarowy argument od czasów J. Yellen) ani przelotnych czynników. Może to podważać zaufanie do banku centralnego i wzmacniać przekonanie konsumentów o nieustannie wolno rosnących cenach. W podobnym tonie już od dawna wypowiada się jeden z największych „gołębi" w Fed Neel Kashkari. W jego ocenie długoterminowe oczekiwania inflacyjne na poziomie 1,7 proc. są na tyle niskie, że uzasadniają obniżkę stóp procentowych o 25 pkt bazowych. A to przecież scenariusz, który pomimo zmiany postawy na przełomie roku bank jednoznacznie odrzuca. Rynek do pewnego stopnia dopuszcza taką możliwość.
Z kolei wiceszef Fed John Williams uważa, że jeśli globalnie banki centralne nie zdołają w najbliższym czasie sprowokować wyższej inflacji, mogą się znaleźć „w pułapce utrwalonych przekonań". Jego zdaniem rynek postrzega niskie wartości CPI już raczej jako „nową normę", a nie anomalię.