Zasada jego działania jest dosyć prosta i praktycznie odczuwalna przez wszystkich bez względu na majętność, poglądy polityczne, wiek, płeć, wykształcenie jak i pochodzenie. Polega ona m.in. na coraz słabszym odczuwaniu przyjemności z konsumpcji kolejnej, dodatkowej jednostki tego samego produktu czy też usługi. Próbując ująć to w jedną sentencję, można powiedzieć: im więcej konsumujesz, tym mniej się radujesz.
Przyczyną takiej zależności są neurony w naszych mózgach, przez które wędrują impulsy elektryczne, co jakiś czas zamieniane w synapsach na chemiczne związki. Wrażenia docierające ze świata zewnętrznego do galaretowanej struktury znajdującej się za naszymi oczodołami w różny sposób są rejestrowane. Okazuje się, że nasze zmysły do czerpania przyjemności i utrzymania doznań na stałym poziomie potrzebują przyrostu bodźca w sposób logarytmiczny, a nie arytmetyczny. Zauważyli to dwaj panowie – niemieccy naukowcy G.T. Fechner oraz E.H. Weber. Ten psychologiczno-fizyczny duet myślicieli doprowadził do rozwoju neurologii czy też ekonomii, co obecnie mocno jest odczuwalne na rynkach finansowych. Np. prognozując indeksy i szukając rozwiązań algorytmicznych, warto wesprzeć się modalnym jazzem, zaś delektowanie się wibracją membrany w głośniku podczas zamykania zyskownych pozycji na giełdzie jest ze sobą wysoce sprzężone. W takich momentach nasz najbardziej złożony organ otrzymuje potężny zastrzyk endorfin. Podczas słuchania muzyki nasze dłonie szukają gałki wzmacniacza czy przycisków odpowiedzialnych za jej głośność. Nie każdy wie, że kręcąc pokrętłem czy też wciskając klawisze, tylko o jeden krok do przodu, zwiększamy natężenie dźwięku wielokrotnie. Inwestując zaś pieniądze, szukamy zyskownych okazji, jednakże za każdym kolejnym zleceniem BUY oczekujemy coraz wyższych profitów. Nie wynika to z naszej pazerności na coraz większe doznania, lecz ze sposobu funkcjonowania mózgu wydającego naszym dłoniom komendy. Zarobiona dzisiaj złotówka jest dużo więcej warta niż złotówka z jutrzejszego dealu. Kwietniowa dycha na plusie nie będzie tak samo przyjemna jak dziesiątka z marca – niby ta sama kwota, ale bez progresu dla naszego mózgu. Kluczowy jest przyrost bodźca, który musimy zwiększyć w sposób logarytmiczny, aby doznania przyrastały jedynie w sposób arytmetyczny. Można rzec, że to trochę kiepski układ czy wręcz niewolniczy dla nas samych. Wcześniej czy później zaharujemy się tylko po to, aby nie zmniejszyć poziomu przyjemności. W tym momencie rodzi się problem wynikający z funkcji logarytmicznej: po okresie fascynacji i odczuwalnego przyrostu doznań pojawia się widmo zakończenia emocjonalnej podróży i wejścia w fazę korekty.
Jak to się ma do obecnej sytuacji rynkowej? Analizując jankeskie indeksy oraz śledząc postępy baribali, wnioski nadal nie są zbyt ciekawe, a nawet coraz gorsze. W czwartek US30Y naruszyły opór, zaś DJIA odpadł na południe. Russell 2000, od dawna stojący na ochłapach, skierował się w stronę rocznej podłogi, pogłębiając tym samym średnioterminową negatywną dywergencję międzyrynkową. Jednakże to, co się obecnie dzieje, nie jest aż tak istotne, jak to, co się wydarzyło w 2018 r. Mianowicie niedźwiedzie, nakarmione zeszłoroczną przeceną (deprecjacja z okresu 26 I–24 XII) prawdopodobnie będą potrzebowały w 2019 r. przyrostu bodźca wg logarytmicznego suwaka i to tylko w celu zaspokojenia swoich prymitywnych potrzeb.
Posiłkując się tutaj tytułowym prawem Webera-Fechnera, oznaczałoby to, że ostatnie spadki na Wall Street mogą stanowić jedynie zalążek mocniejszej spadkowej fali, która rozleje się po światowych parkietach. Na szczęście tego typu rozmyślanie należy jedynie do akademickich ucieczek myślowych, a jak będzie w praktyce, okaże się za kilka tygodni czy też miesięcy.