Sytuację, gdy po ponad dekadzie negatywnego nastawienia do spółki analityk zaleca kupowanie jej akcji, można uznać za wydarzenie. Taka historia przydarzyła się kilka miesięcy temu papierom GE, a upływ czasu pozwala zweryfikować trafność rekomendacji i stabilność ocen analityka.
19 grudnia ub.r. Jeff Sprague, analityk Vertical Research Partners, po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat zalecił kupowanie akcji GE. Nie był pierwszym, który w grudniu spojrzał cieplejszym okiem na niegdysiejszą najcenniejsza spółkę świata – kilka dni wcześniej Stephen Tusa, analityk JP Morgan usunął akcje konglomeratu z listy spółek, których papiery należy sprzedawać – ale bez wątpienia był tym analitykiem, który najdłużej negatywnie oceniał perspektywy firmy. Tusa, który uznawany jest za najbardziej pesymistycznie nastawionego do GE analityka, zalecał sprzedaż papierów konglomeratu jedynie od połowy 2016 r.
W grudniowym raporcie Jeff Sprague też był daleki od optymizmu, ale nie dość, że zalecił kupowanie akcji to jeszcze podniósł z 10 do 11 dolarów wycenę akcji spółki. Jak sarkastycznie zauważył, GE przez co najmniej 20 lat pracowicie kopało dziurę, w której się znalazło i zapewne spółka nie wyjdzie z niej ani za rok, ani za dwa. Uznał jednak, że firma powoli zaczyna odzyskiwać zaufanie inwestorów.
Jeff Sprague, który analitykiem zajmującym się spółkami przemysłowymi jest od 25 lat, w 2007 r. uznał, że GE powinno się podzielić, bo inaczej dalej będzie tracić na wartości (kilka lat później zarząd GE zaczął taki proces). Rok później GE, tak jak cały rynek za sprawą kryzysu finansowego głęboko zanurkował. A potem – wraz z rynkiem – zaczął odrabiać straty, a zmiany kursu w sumie niewiele różniły się od ruchów indeksu Dow Jones. Rozstanie indeksu i kursu GE nastąpiło w końcu 2016 r. Dow nadal był w trendzie wzrostowym, a akcje GE ostro taniały.
Kiedy w grudniu ub.r. dwaj wspomniani analitycy zmienili nastawienie kurs GE wystrzelił z poziomu ok. 7 dolarów do ponad 10 dolarów. Od końca lutego cena akcji GE oscyluje wokół tego poziomu. Kilkunastotygodniowa inwestycja mogła więc przynieść całkiem przyzwoite zyski, ale trzymanie akcji przez kilka następnych miesięcy raczej nie miało większego sensu, choć dawało szansę do zamknięcia z zyskiem pozycji.