Procesy nacjonalizacji czy innego wzmacniania roli państwa w gospodarce kapitalistycznej, a więc z definicji wolnorynkowej, mają swój negatywny skutek również w podatkach. Nie jest bowiem żadnym odkryciem fakt, że firma, która pozostaje pod taką czy inną kontrolą czynnika politycznego, płaci podatki z karkiem wykrzywionym bardziej niż firma niezależna.
Od pewnego czasu obserwuję postępujące dynamicznie zjawisko ulegania presji fiskalnej w kontraktach gospodarczych oraz w podejściu do procedur administracyjnych, związanych z dziedzinami okołopodatkowymi. Kwestie podatkowe zaczynają być tak istotne, że spółki z udziałem Skarbu Państwa nie dość, iż przyjmują bardzo zachowawcze i wręcz bojaźliwe podejście do zagadnień fiskalnych, to jeszcze takie podejście zaczynają narzucać innym uczestnikom teoretycznie rynkowej gry. Dziś lepiej nie wychylać się, jeśli chodzi o kwestionowanie stawek lub obowiązków. Nie tylko grozi to kontrolą, ale i swoistym ostracyzmem na rynku, zwłaszcza jeśli chodzi o kontraktowanie ze spółkami Skarbu Państwa czy samym państwem.
Jeszcze kilka lub kilkanaście lat temu miałem takie wrażenie, że jeśli podmiot powiązany z decydentami miał wątpliwości na tematy podatkowe lub okołopodatkowe, były one rozstrzygane na jego korzyść. Takie liberalne podejście miało swoje dobre strony, bo dzięki temu wybrane rynki regulowane były zwalniane z pewnych obowiązków – umówmy się, nie zawsze najszczęśliwiej dedykowanych. Przecież było jasne, że „swoich" nie należy obciążać ponad miarę. Ale takie podejście skończyło się, gdy stało się jasne, że politycznym priorytetem jest wysysanie z całej gospodarki jak największych dochodów fiskalnych.
Wnioski są więc proste – żaden decydent w spółce, nawet częściowo czy pośrednio zależnej od Skarbu Państwa, nie zaryzykuje żadnej, również zgodnej z prawem optymalizacji podatkowej. Wręcz przeciwnie: raczej zastosuje swoistą „optymalizację inaczej", czyli podatki zapłaci i do fiskusa doniesie dla świętego spokoju. „Repolonizacja" zawitała więc również w dziedzinie podatków, bez specjalnego analizowania, czy jest to legalne, czy nie.
Takie podejście za chwilę sparaliżuje również tych, którzy z państwem mają niewiele wspólnego. No może jakieś pośrednie powiązania, jakieś przetargi, koncesje, obietnice lub po prostu brak zainteresowania za pośrednictwem służb... Tak czy inaczej wobec zmieniającej się praktyki lepiej dostosować się do klientelizmu podatkowego, zachowawczo uiścić więcej, niż się należy, i zaraportować częściej niż trzeba... Na wszelki wypadek...