Ostatnio wskazywałem, że polska gospodarka spowalnia dziewiąty kolejny kwartał, ale perspektywy zakończenia negatywnego trendu da się już dostrzec we wskaźnikach wyprzedzających. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, a kolejne tygodnie przyniosły zasadniczo potwierdzenie tej tezy. Dziś postaram się pokrótce przedstawić, jaki powinien być wpływ tego – raczej nieoczekiwanego przez większość – odbicia tempa wzrostu PKB w 2020 r. na giełdę i złotego, głównie przez pryzmat zachowania inflacji.
Intuicja podpowiada raczej pozytywne tendencje, jeśli chodzi o zachowanie cen akcji w przededniu ożywienia oraz generalnie sprzyjający moment ich zakupu w dołku spowolnienia. Liczę na mocne zachowanie GPW w ciągu najbliższych kilku kwartałów.
Wyceny akcji na warszawskiej giełdzie w ciągu dwóch ostatnich lat są generalnie niskie względem ich odpowiedników z krajów rozwiniętych czy podobnych rynków wschodzących. Ostatnie flirty indeksu WIG20 z prawie trzyletnim minimum (34 miesiące) tę atrakcyjność dodatkowo wzmocniły.
Nie da się ukryć, że giełdą w dużym stopniu rządzą emocje. Słabość GPW z ostatnich dwóch lat wynikała głównie z obaw, że globalne rynki czeka bessa, bo w recesję wkrótce wpadnie gospodarka USA. Spodziewano się, że z tego m.in. powodu hamowanie w Polsce może przybrać poważniejszą formę. Jak się jednak okazało, USA wciąż mają się dobrze (z pewnością względem pozostałych regionów), indeksy biją historyczne rekordy, a rynki generalnie nie są w złej kondycji.
Biorąc pod uwagę, że nie sprawdziły się kasandryczne wizje, wyceny spółek notowanych na GPW są niskie lub bardzo niskie. Indeks średnich spółek mWIG40 w minionych blisko dwóch latach stracił 30 proc., co pod względem głębokości i długości spadku plasuje ten ruch jako drugi najsłabszy w jego historii (gorsza była tylko pokoleniowa bessa z 2008 r.). W tej sytuacji o zaskoczenie nie będzie trudno.