DiDi nie posłuchało ostrzeżeń

Pekinowi nie podoba się, że chińskie firmy technologiczne lgną do amerykańskiego rynku, zamiast zwiększać kapitalizację rodzimych giełd

Publikacja: 17.07.2021 05:00

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Chciałoby się powiedzieć, że znów to zrobili, ale byłoby to zbyt ostre twierdzenie. Tym razem działania chińskich władz nastąpiły po, a nie – jak przed rokiem – przed wielką publiczną ofertą akcji chińskiej spółki technologicznej.

Jesienią ub.r. chiński nadzór zakazał związanemu z technologicznym gigantem Alibaba fintechowi Ant Group przeprowadzenia IPO. Decyzję ogłoszono na dwa dni przed planowanym terminem oferty i wejściem akcji na giełdy w Szanghaju i Hongkongu. Ant chciał pozyskać w IPO 34,5 mld dolarów (wartość oferty byłaby więc większa niż tej, którą w 2014 r. przeprowadził Alibaba, pozyskując wówczas 25 mld dolarów). „The Wall Street Journal" twierdził, że decyzję o zablokowaniu oferty podjął osobiście Xi Jinping, sekretarz generalny KPCh.

W tle decyzji miała być trwająca od miesięcy próba sił między Jackiem Ma, chińskim miliarderem i założycielem Anta oraz Alibaby, a rządowymi regulatorami, która dotyczyła m.in. dostępu władz do danych o użytkownikach aplikacji Alipay. W jej trakcie – jak twierdził „WSJ" – na miesiąc przed planowanym debiutem Anta Jack Ma skrytykował ogłoszoną przez Xi Jinpinga kampanię kontroli ryzyka finansowego, a późniejsze próby poprawy relacji z władzami nie przyniosły efektów i nie uratowały IPO.

Po zablokowaniu oferty Jack Ma na wiele tygodni zniknął z życia publicznego, a chiński bank centralny skrytykował Anta za lekceważenie żądań regulacyjnych i nakazał restrukturyzację. Firma już nie oponowała i – jak chciał Ludowy Bank Chin – przekształciła się z fintechu w holding finansowy nadzorowany przez bank centralny.

Blokując IPO Ant Group, Pekin upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu: utemperowawszy miliardera, pokazał innym biznesmenom, kto ma decydujący głos, oraz objął nadzorem fintech.

W przypadku DiDi, fintechu obsługującego przejazdy zamawiane – tak jak w przypadku Ubera czy Lyfta – za pomocą aplikacji uderzenie regulatora nastąpiło w ostatnim dniu czerwca. Już po IPO i po udanym debiucie na NYSE.

Jak twierdzi „WSJ", chiński nadzór cyberprzestrzeni (CAC) na kilka tygodni przed planowaną ofertą sugerował spółce, by ta opóźniła IPO i dokonała przeglądu bezpieczeństwa. Nie wiadomo, czy spółka zrobiła taki przegląd, nim zdecydowała się na przeprowadzenie wartej 4,4 mld dolarów oferty. Dwa dni po jej zakończeniu CAC poinformował, że wszczął śledztwo, a po kolejnych dwóch dniach nakazał zawieszenie pobierania aplikacji DiDi, zarzucając spółce nielegalne gromadzenie danych osobowych użytkowników. Kolejnego dnia DiDi oświadczyło, że przed IPO nie wiedział, że CAC zacznie śledztwo i zablokuje pobieranie aplikacji.

I tu sprawa zdaje się mieć drugie dno. Wejście na NYSE oznacza, że DiDi zgodziło się raportować zgodnie z obowiązującymi w USA standardami. To nie podoba się chińskim władzom, bo oznacza głębsze i być może niewygodne ujawnienia. Z tego powodu Pekin chce, by chińskie firmy zbierające w wyniku swej działalności obszerne dane o konsumentach były notowane na chińskich giełdach. Już po „uderzeniu" w DiDi CAC ogłosił, że w przypadku firm mających dane co najmniej miliona klientów ewentualna oferta za granicą będzie wymagała jego aprobaty. DiDi ma 377 mln aktywnych klientów i 13 mln kierowców.

Pekinowi nie podoba się również to, że chińskie firmy technologiczne lgną do amerykańskiego rynku giełdowego, zamiast zwiększać kapitalizację rodzimych giełd. Do połowy roku w USA zadebiutowały 34 spółki, które swą główną siedzibę mają w Chinach, a wartość ich IPO wyniosła 12,5 mld dolarów. W tym samym okresie 2020 r. takich debiutów było 14, a ich łączna wartość wyniosła 1,9 mld dolarów. Śledztwo i pozbawienie – choćby tylko czasowe – DiDi możliwości rozwoju na rodzimym rynku sprawi zapewne, że chińskie spółki planujące debiut w USA – do końca tego roku spodziewanych było ok. 30 takich debiutów – ponownie przemyślą ten pomysł i być może zdecydują się na dostępny dla inwestorów międzynarodowych rynek w Hongkongu. Jako pierwszy zrobił to medtech LinkDoc Technology (znaczącym akcjonariuszem jest Alibaba Health Information), który ofertę odwołał, mając zamkniętą księgę popytu.

Już po interwencji CAC w sprawie DiDi chiński rząd ogłosił, że zwiększy nadzór nad rodzimymi firmami notowanymi za granicą i wzmocni regulacje dotyczące transgranicznych przepływów danych i bezpieczeństwa. A wszystko to odbywa się w przededniu zmian w chińskim prawie dotyczących prywatności danych osobowych i ich bezpieczeństwa. Stąd opinia, że działania CAC wobec DiDi, jak i majowe zarzuty nadzorcy wobec 105 aplikacji dotyczące gromadzenia nadmiernej ilości danych mają pokazać wszystkim innym, jak rygorystycznie będą egzekwowane nowe przepisy.

W debiucie DiDi jest niewielki polski wątek. Gdyby spółka posłuchała CAC i zawiesiła przygotowanie debiutu, to styczniowe IPO InPostu nadal byłoby trzecią co do wartości ofertą na świecie.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów