Chciałoby się powiedzieć, że znów to zrobili, ale byłoby to zbyt ostre twierdzenie. Tym razem działania chińskich władz nastąpiły po, a nie – jak przed rokiem – przed wielką publiczną ofertą akcji chińskiej spółki technologicznej.
Jesienią ub.r. chiński nadzór zakazał związanemu z technologicznym gigantem Alibaba fintechowi Ant Group przeprowadzenia IPO. Decyzję ogłoszono na dwa dni przed planowanym terminem oferty i wejściem akcji na giełdy w Szanghaju i Hongkongu. Ant chciał pozyskać w IPO 34,5 mld dolarów (wartość oferty byłaby więc większa niż tej, którą w 2014 r. przeprowadził Alibaba, pozyskując wówczas 25 mld dolarów). „The Wall Street Journal" twierdził, że decyzję o zablokowaniu oferty podjął osobiście Xi Jinping, sekretarz generalny KPCh.
W tle decyzji miała być trwająca od miesięcy próba sił między Jackiem Ma, chińskim miliarderem i założycielem Anta oraz Alibaby, a rządowymi regulatorami, która dotyczyła m.in. dostępu władz do danych o użytkownikach aplikacji Alipay. W jej trakcie – jak twierdził „WSJ" – na miesiąc przed planowanym debiutem Anta Jack Ma skrytykował ogłoszoną przez Xi Jinpinga kampanię kontroli ryzyka finansowego, a późniejsze próby poprawy relacji z władzami nie przyniosły efektów i nie uratowały IPO.
Po zablokowaniu oferty Jack Ma na wiele tygodni zniknął z życia publicznego, a chiński bank centralny skrytykował Anta za lekceważenie żądań regulacyjnych i nakazał restrukturyzację. Firma już nie oponowała i – jak chciał Ludowy Bank Chin – przekształciła się z fintechu w holding finansowy nadzorowany przez bank centralny.
Blokując IPO Ant Group, Pekin upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu: utemperowawszy miliardera, pokazał innym biznesmenom, kto ma decydujący głos, oraz objął nadzorem fintech.