Wprawdzie Evergrande nie upadło (jeszcze), jednak niesmak pozostał. Temat chińskiego dewelopera okazał się niczym sole trzeźwiące dla uśpionych bezpieczeństwem inwestorów, którzy hossę w USA traktują jak chleb powszedni. Rosło wczoraj, miesiąc temu było niżej, to i jutro będzie wyżej. Jednakże wystarczyło kilka mocniejszych ataków podaży na Wall Street i balans na wykresie S&P 500 zupełnie się zmienił. Obecnie przewagę mają niedźwiedzie i chociaż za wcześnie na stawianie kasandrycznych przepowiedni, to jednak od strony analizy technicznej jest kilka kwestii wymagających omówienia. Szczególnie tych dotyczących warszawskiego parkietu.

Pierwszą z nich jest tzw. dywergencja pomiędzy indeksem WIG a benchmarkiem sWIG80. Odwołując się do maksymy, „bo w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało naraz", wygląda to obecnie tak, że WIG przebywa (jeszcze) powyżej długoterminowego oporu, a maluchy nie. Indeks szerokiego rynku wybił i utrzymuje się nad sufitem z 2007–2018 r., jednakże młodszy brat zderzył się ze ścianą. W pierwszej połowie września udało się zdobyć historyczne maksima, ale na szczycie zbyt mocno wiało i pionierzy dosyć szybko zawrócili na południe. Niby nic złego się jeszcze nie stało – jest sporo czasu na to, aby i trzecia linia GPW na trwałe przekroczyła Rubikon w postaci psychologicznej wartości 22 000 punktów. Wrzesień i październik historycznie nie sprzyjają bykom na światowych parkietach. To i nad Wisłą okres posuchy inwestycyjnej jest możliwy. Ale właśnie teraz, kiedy potrzebna jest dzielna postawa byków, ich absencja może doprowadzić do uformowania się podwójnego szczytu na wykresie sWIG80. I to o wydźwięku długoterminowym, czego skutkiem może okazać się realizacja zysków, korekta czy wręcz nowa bessa. Tak, tak – bessa przez duże B, gdyż zgodnie z podstawami teorii Dowa wskaźniki rynkowe muszą się potwierdzać. A skoro sWIG80 jak na razie odpuszcza atakowanie 22 000 punktów, to i WIG prawdopodobnie długo się nie utrzyma nad wybitym oporem 67–68 tys. pkt.

Dzisiejsza sytuacja na rynkach kapitałowych kojarzy się ze sztuką walki Sun Tzu. Jednym z jej fundamentów jest to, że zanim generalicja wkroczy na nowe pole, uprzednio jest one sprawdzane przez żołnierzy. W obecnym przypadku sztab generalny reprezentuje WIG20TR (WIG20 uwzględniający prawa z akcji), zaś „mięso armatnie" to sWIG80. Ma to swoje uwarunkowanie w płynności, gdyż łatwiej jest wyprzedać się z mniej chodliwych walorów na jeszcze rosnącym rynku, niż podczas nerwowych spadków. Wracając do wykresów i tego, na jakim etapie hossy znajdujemy się obecnie, to trzecia linia GPW właśnie zawróciła z nowych, nigdy wcześniej nie eksplorowanych terenów. Za wcześnie jeszcze na interpretację tego zjawiska, gdyż nie pojawiły się średnioterminowe sygnały sprzedaży. Jednakże generałowie otrzymali jeden z ważnych sygnałów ostrzegających o odwiecznym wrogu rozpoznanym pod nazwą Ursus Arctos. Natomiast indeks blue chips skorygowany m.in. o dywidendy, zbliżył się na mniej niż 100 oczek do poziomu 4565,25 pkt ustanowionego w styczniu 2018 r. Pomimo sprzyjającego momentum, strona popytowa nie zdołała skutecznie zaatakować długoterminowego oporu. Pomiędzy sWIG80 a WIG20TR zaczęła pojawiać się tzw. dywergencja, która w pełni rozwinie się dopiero w momencie, kiedy to blue chips będą forsować maksima, zaś maluchy grzecznie zaczną schodzić ze zdobytych szczytów.

Na chwilę obecną nieistotne jest to, czy zatrzymanie hossy wynika z czynników wewnętrznych czy też zewnętrznych. Patrząc na jankeskie baribale, można zauważyć ich wzmożoną aktywność w ostatnich dniach. Jest to w pełni uzasadnione ze względu na fakt, że S&P 500 wybiło się dołem z klina. Podstawa tej formacji, czyli klasyczny podażowy magnes, przebiega w okolicy 4050 pkt. Na tę strefę ukierunkowuje także jedno ze wskazań bazujących na elliottowskich falach połączonych boską proporcją 61,8 proc. I chociaż nadprzyrodzone nazewnictwo nie do końca oddaje naturę powstających tu i ówdzie predykcji (praktycznie wszystko, co wiąże się z przewidywaniem przyszłości, jest ezoteryką, a nie czymś w stylu instrukcji montażu stołka ze Smalandii), to jednak zwolennicy grania krótkich pozycji mają pełne prawo patrzeć w kierunku poziomu 4 tys. pkt. W jakim stopniu może to pogrążyć WIG20TR oraz sWIG80, na chwilę obecną trudno jest sprecyzować, jednakże nie są to optymistyczne scenariusze.

Nie bez znaczenia jest to, jak postrzega nas zagranica. Tutaj należałoby rzucić okiem na rynki walutowe. Jak na razie złoty jest passe, a to może zostać zinterpretowane w dwojaki sposób. Przede wszystkim pod koniec września cross EUR/PLN wspiął się na najwyższe poziomy od kwietnia 2021 r. Należy zauważyć, że od stycznia ubiegłego roku polska waluta została zainfekowana wirusem i jak na razie żadne lekarstwo nie pomaga w uzdrowieniu złotego. Złoty sukcesywnie się osłabia. Na wykresie EUR/PLN widoczny jest kanał wzrostowy. Jego górne ograniczenie (potencjalny magnes w długim terminie) przebiega w okolicy 4,8000. Ostatni raz euro tak wysoko było w 2009 r. Jeżeli zatem wrześniowe wybicie się EUR/PLN nad opór 4,6000 zostanie odczytane jako zapowiedź dalszej deprecjacji złotego, wówczas akcyjne byki raczej nie mają co myśleć o dalszej hossie. Pomiędzy rynkiem walutowym a kapitałowym zachodzi w miarę czytelna korelacja. I tutaj pojawia druga strona medalu. Jeżeli jednak złoty okaże się gorącym kartoflem (oby!) i dalsze jego osłabianie przez zagranicznych graczy spali na panewce, wówczas trzeba liczyć się z analogią wydarzeń do takich okresów jak: kwiecień–sierpień 2020 r., listopad–grudzień 2020 r. czy kwiecień–czerwiec 2021 r. W podanych przedziałach czasu cross EUR/PLN, wracając z północy pod poziom 4,59 (close), wypychał WIG na ścieżkę wzrostów. Dzisiaj euro kosztuje około 4,63, zdaje się zatem, że wystarczy jedna mocniejsza sesja, aby rozpędzić czarne chmury widoczne nad GPW.