Pesymiści widzą klasyczne formacje kończące hossę nad Wisłą. Mowa o podwójnym szczycie na mWIG40 i sWIG80 oraz potrójnym szczycie na WIG20TR. Na uwagę zasługuje ten ostatni wskaźnik, który jeszcze w październiku znajdował się na historycznych maksimach. Jednakże listopad przyniósł zmianę nastrojów o 180 stopni i WIG20TR zamknął się na kilkumiesięcznych minimach. Grudzień zaś jak na razie nie odmienił tej sytuacji i przewaga niedźwiedzi na GPW nadal jest widoczna. Identyczna sytuacja miała miejsce pod koniec 2007 r. Wówczas ostatnie trzy miesiące roku hossy okazały się zwieńczeniem dominacji kupujących na warszawskim parkiecie. Od euforii po strach. Czyżby historia miała zatoczyć koło i pojawi się defekt stycznia? Tutaj należałoby jeszcze przytoczyć przykład końca hossy sprzed (już prawie) czterech lat. Mianowicie przecena z lutego 2018 r. pochłonęła kilkumiesięczne wysiłki byków pragnących wydostać się nad sufit z czasów bańki internetowej. Wówczas mocna przecena nie została w marcu wykorzystana do upchania portfeli przecenionymi papierami, ale posłużyła za sygnał do ucieczki z rynków akcyjnych. Wszystko to działo się na tych samych poziomach cen, co obecnie. Przypadek?
Nie tylko największe spółki wykazały się słabością w ostatnich tygodniach. Także druga i trzecia linia warszawskiego parkietu okazały się zdominowane przez ursusy. Jak to bywa o tej porze roku, gawry powinny się zapełniać miśkami, ale najwidoczniej nie przy ul. Książęcej. sWIG80 reprezentujący maluchy III kwartał zaliczył do udanych, czego już nie można powiedzieć o obecnym. Pierwszy raz w tym roku pojawił się podręcznikowy sygnał sprzedaży liczony według średniej dwustusesyjnej. Na wykresie świecowym wykształciła się klasyczna formacja bessy w postaci czarnych świec o okazałych korpusach. A wszystko to w akompaniamencie podwójnego szczytu 2007–2021 r. Z akademickiego punktu widzenia podręcznikowe warunki do zakończenia trendu wzrostowego zostały spełnione. Co na to byki?
Odpowiedź jest prosta: do trzech razy sztuka. Na kreskach widać jednak coś, co może okazać się pomocne w wyznaczeniu kierunku dla warszawskich indeksów w 2022 r. Do tej pory GPW była kojarzona przez zagranicznych inwestorów jako poligon w archipelagu Wysp Marshalla. W ostatnich latach kilka razy pojawił się „grzyb" nad atolem. Największym był bodajże ten związany z aferą GetBacku, po którym do tej pory odczuwalne jest skażenie. Musiało upłynąć wiele czasu, zanim na GPW wrócili emitenci, młodzi zapaleńcy i stare wygi, którzy przetrwali ciężkie czasy końcówki poprzedniej dekady. Kiedy już WIG wdrapał się na nowe, nigdy wcześniej nieeksplorowane maksima, popyt zaczął gasnąć. Strach? Złe wspomnienia? Każde z powyższych ma sens. I dobrze. Nawet profesjonalni inwestorzy się boją, tylko są na tyle odważni, że potrafią nad tym uczuciem zapanować.
Zanim jednak trend nad Wisłą się zmieni na niekorzyść akcjonariuszy, wskazane byłoby zanegowanie kilku technicznie ważnych sygnałów płynących z wykresu złotego, WIG-u oraz MSCI Poland. Połączenie sytuacji na rynku kasowym z tym, co się wyprawia na rynku walutowym, może okazać się cenną wskazówką na 2022 r. Do rzeczy. Indeks szerokiego rynku nadal broni się (16 XII) w strefie długoterminowego wsparcia. Oprócz klasycznej średniej dwustusesyjnej (MA200 przebiega obecnie na wysokości 66500 pkt), na korzyść byków działa strefa 66 000–68 000 pkt. Właśnie tam doszło do wykształcenia się podwójnego szczytu lat 2007–2018, który został w połowie tego roku wybity. Byki odskoczyły na 10 proc., aby ponownie wycofać się na 66 000 pkt. To, co można zaobserwować w ostatnich tygodniach, mieści się jeszcze w kategoriach korekty po wybiciu, której celem jest przetestowanie jakości wsparcia. Jak na razie poziomy obrony są utrzymane.
Arcyciekawie przedstawia się sytuacja na wykresie złotego. Posiłkując się PLN_Index, czyli benchmarkiem obrazującym kondycję złotego, pasjonaci analizy technicznej mogą doszukać się podwójnego dna rozciągającego się od 2015 r. Do tego dochodzi wyprzedanie oraz popytowa formacja gwiazdy porannej, która klasycznie powinna okazać się zwieńczeniem spadkowej fali złotego. Patrząc przez pryzmat ostatnich kwartałów, byki do wzrostów potrzebowały wsparcia rynku walutowego. Patrząc na ostatnie minima zrobione przez WIG oraz listopadowe ekstrema na USD/PLN czy EUR/PLN, wnioski zdają się nasuwać same.