Istota problemu tkwi w tym, że w dojrzałych korporacjach istnieją plany sukcesji na ważne stanowiska. Przygotowuje się je z wyprzedzeniem. Dotyczą one nie tylko zarządu, także – co trudno nam pojąć – funkcji niewykonawczych członków rad dyrektorów. Zakłada się, że menedżer za dwa albo trzy lata skorzysta z emerytury, więc hoduje się jego następcę. Trzeba liczyć się z tym, że pod drodze może wydarzyć się coś nieoczekiwanego (jak furgonetka z lodami), co zburzy plan sukcesji, uruchomi procedury awaryjne. W Polsce sukcesją zajmują się spółki z udziałem inwestorów zagranicznych, niekiedy też firmy rodzinne: coraz częściej w fotelu prezesa założyciela rozsiada się zewnętrzny specjalista. Nie zaprzątają sobie nią głowy spółki z udziałem państwa, nie tylko większościowym. Tam o obsadzie stanowisk niekoniecznie decydują kompetencje, znajomość spółki lub branży, raczej powiązania polityczne. Ministerstwo Aktywów Państwowych uważa za aktywa nie spółki ze swojej domeny, ale posady w tych spółkach, obsadza je swoimi, często nie dbając o korzyści spółek i ich akcjonariuszy, lecz o klecenie większości sejmowej.
Opróżnienie fotela – rzecz ludzka. Ktoś umrze, ktoś złoży rezygnację, zostanie odwołany, ulegnie wypadkowi, zachoruje. Nikt nie zna dnia, ni godziny. Pomyślność korporacji zależy wtedy od sprawnej i kompetentnej sukcesji. Powinna ona zapewnić stabilizację przywództwa. Dokonuje się przeglądu kadr, opracowuje politykę awansów, wyznacza się ścieżki kariery dla obiecujących menedżerów. Ogłasza się konkursy, otwarte lub wewnętrzne. Korzysta się ze wsparcia renomowanych agencji doradztwa personalnego. Procedury bywają skuteczne, Dyzma się nie prześlizgnie. Zarazem bywają zawodne: nawet starannie wybrany sukcesor może nie sprostać zadaniom. Lub z czasem ulec zawrotowi głowy. Jeżeli nie ma procedur, jeżeli rządzi nepotyzm, piastunem spółki gotów zostać fryzjer, asystent katechetki, kelnerka przystawkowa.
Brak płynnej sukcesji kosztuje, zwiększa podatność firmy na ryzyko, że pozbawiona przywództwa pogrąży się ona w zamęcie, że na jej szczytach zabraknie potrzebnych kwalifikacji, że ważne stanowiska obejmą przypadkowi nominaci, że zanim dotrze się nowa ekipa – upłynie wiele czasu, że miejsce kontynuacji zajmie pochopna restrukturyzacja, że sztukę zarządzania zastąpi improwizacja. Profesjonalna sukcesja szanuje powagę kadencji. Menedżera zastępuje się na walnym zgromadzeniu po upływie pełnego okresu, na jaki został wybrany, bądź dokonuje się wtedy pierwszej lub kolejnej reelekcji. Gdzie menedżerów wymienia się w biegu, zazwyczaj występują turbulencje. W spółkach ze swoim udziałem państwo działa w świętym przekonaniu, że strach przed odwołaniem jest dobrym motywatorem. Parafrazując ks. Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać prezesów spółek z udziałem państwa, tak szybko odchodzą". Ich miejsca zajmują ludzie znikąd. Wkrótce i oni wpadną pod furgonetkę z lodami.
WWW.ANDRZEJNARTOWSKI.PL