Miałaby ona polegać na wprowadzeniu tzw. cen węzłowych, różniących się w zależności od występujących na danym obszarze ograniczeń sieciowych (spowodowanych np. brakiem wystarczających mocy lub dobrze rozwiniętej infrastruktury przesyłowej). Dziś wszyscy płacą podobną stawkę, co nie generuje sygnałów do budowania nowych elektrowni czy linii.
Robert Stelmaszczyk, prezes innogy Stoen Operator pełniącego rolę operatora systemu dystrybucyjnego Warszawy i okolic, porównuje obecny model do rozliczania za przejazd taksówką. – Jeśli ktoś jeździ poza szczytem i krótkimi trasami, to powinien płacić mało, a w przypadku dalekiego przejazdu w godzinach szczytu powinien płacić więcej. Tymczasem ustalanie jednej stawki i optymalizowanie tras przejazdu powoduje, że pierwsza grupa dopłaca do pozostałych – tłumaczy Stelmaszczyk.
PSE przekonują, że szybko zmieniający się rynek energii wymaga nowego sposobu zarządzania, co pozwoli w sposób optymalny zintegrować energetykę odnawialną i zwiększyć jej wykorzystanie. Jakich kosztów można uniknąć, polski operator pokazuje na przykładzie Niemiec, gdzie koszty stabilizowania sieci przekroczyły miliard euro w 2017 r. Zdaniem Eryka Kłossowskiego, prezesa PSE, alternatywnym rozwiązaniem byłyby warte dziesiątki miliardów inwestycje w sieci przesyłowe i dystrybucyjne, których koszty zostałyby przeniesione na odbiorców. Ci jednak w coraz mniejszym stopniu akceptują kolejne składowe rachunku za prąd.
Stelmaszczyk zgadza się z tezą, że wprowadzenie nowego modelu rynku może obniżyć koszty całego systemu, to jednak beneficjenci obecnego rozwiązania zapłaciliby po zmianach więcej. – W tej grupie prawdopodobnie znaleźliby się odbiorcy z Polski wschodniej i północnej. Straciłyby także branże związane z poprawą efektywności energetycznej i traderzy, którzy dziś mogą dowolnie handlować energią wytworzoną na Śląsku i sprzedawać ją odbiorcom w Szczecinie, nie martwiąc się o koszty przesyłu – zauważa szef innogy Stoen. Na zmianach skorzystaliby dystrybutorzy i PSE. U wytwórców pojawiają się obawy związane ze spadkiem ceny uzyskiwanej za produkcję po wybudowaniu elektrowni na terenie, gdzie są wysokie stawki.