Azoty wypracowały w ubiegłym roku 24,7 mld zł skonsolidowanych przychodów, co oznaczało ich wzrost w stosunku do 2021 r. aż o 55,1 proc. Z kolei EBITDA osiągnęła poziom 2,55 mld zł (wzrost o 30,7 proc.), a zysk netto 583,8 mln zł (spadek o 7,9 proc.). Raportowane wczoraj wieczorem przez spółkę wyniki były takie same, jak szacunki podane przez nią dwa tygodnie temu.
Koncern przekonuje, że wpływ na sytuację podażowo-popytową w europejskiej branży nawozowo-chemicznej miała przede wszystkim zbrojna agresja Rosji na Ukrainę oraz drogie surowce i energia, co skutkowało ograniczeniami produkcji. W efekcie wzrosły ceny finalnych wyrobów przy spadku wolumenów sprzedaży. Negatywny wpływ na raportowane zyski Azotów miały utworzone odpisy aktualizujące wartość niefinansowych aktywów trwałych oraz wartość zapasów wyrobów gotowych, półproduktów i surowców.
Czytaj więcej
Koncern razem z amerykańską firmą USNC i Zachodniopomorskim Uniwersytetem Technologicznym zamierza wybudować i rozwijać technologię rektorów jądrowych MMR. Szczegóły inwestycji, którą planuje zrealizować w Policach, chce określić w najbliższym półroczu.
Azoty muszą się też mierzyć z coraz większą konkurencją. Marek Wadowski, wiceprezes Azotów zauważa, że w ubiegłym roku miał miejsce zwiększony import produktów spoza Unii Europejskiej. „Co istotne, mówiąc o produktach spoza UE musimy mieć na uwadze, że koszty ich wytwarzania są znacząco niższe, m.in. z uwagi na brak kosztów związanych z polityką klimatyczną, często brak kosztów emisji, znacząco tańsze surowce oraz niższe koszty pracy” - twierdzi Wadowski.
Dla koncernu szczególnie trudny okazał się IV kwartał, kiedy to w każdym z trzech najważniejszych biznesów zanotował straty. Według Tomasza Hinca, prezesa Azotów, to wówczas doszło do zachwiania równowagi popytowo-podażowej, które grupa obserwuje we wszystkich swoich obszarach działalności do dziś. W efekcie jest zmuszona do ograniczania produkcji.