– Jeśli europejskie firmy będą musiały konkurować z produktami wytwarzanymi w krajach, gdzie nie ma norm emisyjnych, to ta różnica w kosztach musi zostać zrekompensowana. W przeciwnym razie, starając się sprostać wyzwaniom zrównoważonego rozwoju na własnym terenie, utracimy konkurencyjność w rywalizacji z globalnymi graczami – ostrzega Martin Laudenbach, od maja 2020 r. członek rady nadzorczej Ciechu, wcześniej związany z gigantami chemicznymi BASF i Solvay.
Zaznacza jednocześnie, że nie ma już odwrotu od zielonego kierunku w przemyśle. Dotyczy to także polskiej chemii, której mocno ciążą rosnące koszty emisji CO2. – Z pewnością duża zależność od węgla, którą obserwujemy też przecież w Niemczech, jest poważną przeszkodą w obliczu unijnej polityki klimatycznej, nastawionej na zmniejszenie emisji CO2. Jeśli natomiast będziemy opóźniać zmiany, uparcie trwać w starym systemie, to nie będzie żadnej transformacji. Doprowadzi to do likwidacji firm i miejsc pracy – twierdzi Laudenbach. – Musimy jednak mieć pewność, że poziom wymagań związany z redukcją śladu węglowego czy zużywanych surowców obowiązuje wszystkich na równych zasadach – dodaje.
W jego ocenie dużo większym wyzwaniem dla branży niż trwająca pandemia koronawirusa jest wojna handlowa między USA i Chinami. – Relatywnie stabilny świat, w którym funkcjonowaliśmy przez dłuższy czas, właśnie dobiega końca. Na jego dwóch biegunach mamy USA i Chiny, których relacje są trudne i skomplikowane, a my utknęliśmy pośrodku nich. Z punktu widzenia firm o globalnej skali działania to coraz poważniejszy problem. Trzeba być gotowym na polityczne odwety, na regulacje utrudniające prowadzenie biznesu – zauważa Laudenbach. Jego zdaniem Unia Europejska powinna wykorzystać wielkość swoich mocy produkcyjnych i wspólnego rynku, by stać się trzecim graczem na świecie. – Myślę, że zmiany w geopolityce, które obserwujemy, będą dla branży znacznie większym wyzwaniem niż trwająca pandemia – kwituje ekspert. box