Jak można się było spodziewać, po objętym lockdownem II kwartale br., w okresie lipiec–wrzesień deweloperzy związani z rynkiem kapitałowym odnotowali odbicie sprzedaży. Skala poprawy może robić wrażenie, wzrost kwartał do kwartału sięgnął 44 proc., wynik jest też o tylko 2 proc. słabszy niż uzyskany w III kwartale ub.r.
Również jeśli chodzi o rezultat narastająco, lockdownowa wyrwa nie jest głęboka: po trzech kwartałach spółki znalazły nabywców na 15,9 tys. mieszkań, o 9 proc. mniej niż rok wcześniej. Tyle dane zagregowane, wyniki poszczególnych spółek są bardzo mocno spolaryzowane: są dwucyfrowe wzrosty, ale i spadki.
Gorący pieniądz
– Spodziewałem się poprawy, ale optymizm, który bije z tych informacji, nawet mnie zaskoczył – komentuje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment. – Dane dobitnie pokazują, jak w III kwartale – przy ograniczonej podaży kredytów hipotecznych – na rynek mieszkaniowy płynęła potężna fala gotówki, m.in. z niemal nieoprocentowanych lokat. Podobnego efektu spodziewam się w IV kwartale. Rynek mieszkaniowy jest postrzegany jako bezpieczna przystań dla kapitału nawet mimo tego, że wynajem jest teraz trudniejszym i przynoszącym mniejsze zwroty biznesem niż jeszcze rok temu – mówi Turek. Zdaniem eksperta wsparciem dla sprzedaży lokali w IV kwartale może być też „pełzająca liberalizacja" banków, jeśli chodzi o udzielanie kredytów mieszkaniowych.
Kazimierz Kirejczyk, wiceprezes JLL, mówi, że sprzedaż spółkom giełdowym wypadła lepiej niż branży w sześciu głównych aglomeracjach, ale nie ujawnia wstępnych szacunków – wyniki monitoringu zostaną ogłoszone za dwa tygodnie. – Wzrostu sprzedaży mieszkań można się było spodziewać, patrząc na tempo poprawy nastrojów konsumenckich, zwłaszcza w czerwcu i lipcu – podkreśla Kirejczyk. – Rezultaty poszczególnych deweloperów są bardzo zróżnicowane, co jest pochodną wielkości i charakterystyki bieżącej oferty w porównaniu z sytuacją sprzed roku, a nie uwarunkowań makroekonomicznych czy pandemii – dodaje.