Bank BNP Paribas BP ogłosił właśnie program zwolnień grupowych, który ma objąć do 900 osób w latach 2024–2026. Pracę stracić więc może nawet 11 proc. z obecnie 8,2 tys. zatrudnionych. Czy w ślad za BNP Paribas pójdą inne podmioty sektora?
Deklaracje na „nie”
Zapytaliśmy o to w środę największe banki w Polsce. Te, które udzieliły nam odpowiedzi, zwykle deklarują, że podobnych programów w najbliższym czasie nie zamierzają wdrażać. – Bank Millennium nie planuje zwolnień grupowych. Mamy obecnie bardzo dobry i stabilny zespół pracowników, konsekwentnie realizujemy zaplanowane w strategii projekty – mówi nam Jacek Chmielewski, dyrektor departamentu kadr w Banku Millennium. W podobnym tonie brzmi też wypowiedź Pekao, ING Banku Śląskiego, mBanku, czy Banku Handlowego.
– Nie realizujemy i nie planujemy programu zwolnień grupowych. Stale prowadzimy procesy rekrutacyjne na różnorodne stanowiska, zatrudniamy zarówno osoby z doświadczeniem, jak i rozpoczynające swoją ścieżkę zawodową – zaznacza też Beata Janczur, wiceprezes zarządu banku Credit Agricole.
– Rynek pracy i otoczenie konkurencyjne zmieniają się, ewoluuje również sposób działania banków, mocno widoczne są np. digitalizacja procesów i doświadczeń klientów, postępująca automatyzacja pracy. W związku z tym poszukujemy pracowników z kompetencjami analitycznymi, IT, z zakresu szeroko rozumianego marketingu, e-commerce, customer experience, zarządzania danymi – dodaje Beata Janczur.
Co wymusza zwolnienia
Ciekawe jednak, że zdaniem analityków nawet obecny brak zapowiedzi zwolnień grupowych nie oznacza, że sektor nie będzie musiał koniec końców wrócić do długookresowego trendu redukcji kadr. Przypomnijmy, że w ostatnich latach zatrudnienie w bankach szybko spadało. O ile jeszcze na koniec 2010 r. pracowało tam 177 tys. osób, o tyle na koniec 2021 r. już tylko 143 tys. Rok 2022 i pierwsza połowa 2023 to względna stabilizacja – nie było dużych zwolnień, a łączna liczba zatrudnionych nawet delikatnie wzrosła. Ale to raczej tylko chwilowy spokój.