Sąd ogłosił upadłość SKOK Wołomin w lutym 2015 r. Skutki dla klientów nie były dotkliwe, bo Bankowy Fundusz Gwarancyjny wypłacił 45 tys. deponentom łącznie ponad 2,2 mld zł z tytułu gwarantowanych depozytów. Jednak prawie 800 osób miało więcej niż gwarantowane 100 tys. euro i kasa była im winna jeszcze 120 mln zł, prawdopodobnie z tej kwoty nie odzyskali prawie nic.
Regularne malwersacje
Skutki dla klientów byłyby opłakane, gdyby nie gwarancje BFG. Kasy spółdzielcze przed laty nie były objęte tego typu gwarancjami, bo według przepisów prawa nie są one bankami. Miały własny i niezależny system gwarantowania depozytów stworzony przez Kasę Krajową SKOK i Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych SKOK, jednak był on zbyt mały. W połowie maja 2013 r. prezydent Bronisław Komorowski podpisał jednak nowelizację ustawy o SKOK-ach, która ma zwiększyć bezpieczeństwo ulokowanych tam pieniędzy i odtąd pieniądze tam zgromadzone objęte są gwarancjami BFG. Rok wcześniej, jesienią 2012 r., kasy spółdzielcze zostały objęte kontrolą Komisji Nadzoru Finansowego. Wbrew protestom środowisk prawicowych skupionych wokół Grzegorza Biereckiego, senatora PiS, twórcy systemu SKOK.
Wróćmy do SKOK Wołomin. KNF wprowadził zarządcę komisarycznego dopiero w listopadzie 2014 r. (miesiąc później złożył wniosek do sądu o zawieszenie działalności i upadłość tej kasy). Dopiero w listopadzie 2014 r., bo kasa udzielała „kredytów na słupy" już od wielu lat. Dochodziło do regularnego naruszenia prawa bankowego, ustaw o kasach spółdzielczych oraz o rachunkowości, udzielano kredytów osobom bez zdolności i bez oznaczenia celu kredytu, rolowano niespłacane długi. To przełożyło się na fatalną jakość kredytów, czyli ogromny udział tych niespłacanych, i to był główny powód niewypłacalności wołomińskiej kasy (jej zobowiązania wyraźnie przekraczały aktywa). Szkoda z tytułu niespłaconych pożyczek i kredytów, jak wynika z danych prokuratury, wyniosła około 3 mld zł. Bulwersujący jest fakt, że sprawa rozwijała się latami mimo że wiedziały o niej różne instytucje.
KNF alarmowała, Kasa Krajowa nie
W lutym 2015 r. KNF twierdziła, że dokumenty odnalezione przez zarządcę komisarycznego wskazywały, iż Kasa Krajowa, która do momentu objęcia nadzorem sektora SKOK przez KNF kontrolowała kasy, wiedziała o procederze wyłudzeń kredytów już od 2008 r. Wskaźnik kredytów przeterminowanych wzrósł od końca 2012 r. do września 2014 z ledwo 5,8 proc. do 38 proc., a w momencie upadłości wynosił aż 93 proc. (dla porównania, w bankach sięgał ok. 8 proc.). Kasa Krajowa nie zawiadomiła prokuratury (KK twierdzi, że nie było podstaw). KNF przekonuje zaś, że w latach 2013–2014 robiła to kilkakrotnie. Pierwszy raz już w maju 2013 r., czyli już pół roku po objęciu SKOK-ów nadzorem przez KNF, zaraz po zakończonej kontroli.
Mimo że kompleksowy audyt KNF wykazał w SKOK Wołomin wiele patologii, to nadzór uznał, że sytuacja nie wymaga wprowadzenia zarządcy komisarycznego i wprowadził go dopiero w listopadzie 2014 r. Wszczęto tylko postępowanie w tej sprawie. To właśnie zarzut stawiany siedmiu urzędnikom KNF. Prokuratura zarzuca im niedopełnienie obowiązków przy nadzorze SKOK Wołomin. Przestępstwo miało polegać na tym, że mieli zbyt długo czekać z decyzją o wprowadzeniu do tej kasy zarządcy komisarycznego, przez co wzrosły straty powstałe w wyniku jej działalności.