Nasz artykuł sprzed tygodnia na temat przebiegu tzw. cyklu Kitchina (w przybliżeniu obejmującego średnio 40–41 miesięcy) odnosił się wyłącznie do polskich akcji, więc pojawiły się naturalne pytania o to, czy kwestia ta dotyczy również Wall Street. Spróbujmy na nie odpowiedzieć. Przypomnijmy, że pretekstem do rozłożenia cyklu Kitchina na czynniki pierwsze jest fakt, że w listopadzie przypada teoretyczny szczyt tego cyklu.
To samo ćwiczenie statystyczne, jakie wykonaliśmy przed tygodniem w odniesieniu do WIG-u, tym razem przeprowadźmy w przypadku amerykańskich akcji, reprezentowanych przez indeks S&P 500.
Już na pierwszy rzut oka widać, że amerykański benchmark nie ulega na ogół aż tak silnym cyklicznym wahaniom, jak to ma w zwyczaju omówiony przed tygodniem WIG. Element cykliczny wydaje się tu być (przynajmniej patrząc na dane za ostatnie trzy dekady) relatywnie słabszy, natomiast element długoterminowy (trend wzrostowy) wydaje się relatywnie silniejszy niż na GPW.
Statystyki mniej negatywne…
Z zamieszczonej przed tygodniem tabeli wynikało, że w niemal wszystkich historycznych przypadkach WIG był na minusie w okresie od teoretycznego terminu szczytu cyklu Kitchina do teoretycznego dołka. Średnio (z wyjątkiem nietypowych lat 2003–2004) WIG tracił w trakcie fazy spadkowej 20 proc. Na Wall Street te statystyki wyglądają dużo mniej negatywnie. Spora część historycznych przypadków była na dwucyfrowym… plusie, a średnia zmiana (bez lat 2003–2004) wyniosła -3 proc.