Nadzieje na odreagowanie akcji zaczynają gasnąć.
Byki zostały na peronie
W piątek S&P 500 zamknął się przy 4320 pkt, ostatecznie wyłamując się poniżej sierpniowego dołka. Co więcej, główny indeks amerykańskiej giełdy zszedł także poniżej wsparcia w postaci dołka z drugiej połowy czerwca, redukując tegoroczną zwyżkę do 12,5 proc.
– Na wykresie S&P 500 doszło do naruszenia ważnej zapory popytu Fibo: 4344–4367 pkt. Tym samym indeks znalazł się również poniżej linii szyi klasycznego układu RGR (ramię-głowa-ramię – red.) – analizuje Paweł Danielewicz z BM Santandera. W jego ocenie, jeśli w najbliższym czasie obóz byków nie zareaguje w tym rejonie i wydarzenia będą konsekwentnie rozgrywały się poniżej wskazanego klastra, to niejako z założenia wzrośnie prawdopodobieństwo kontynuacji ruchu spadkowego. – W tej sytuacji warto byłoby zwrócić uwagę na kolejne zgrupowanie zniesień: 4272–4279 pkt, wyznaczone między innymi na bazie projekcji prowzrostowego, symetrycznego układu ABCD – wskazuje ekspert. – Generalnie popyt powinien „dostrzec” ten charakterystyczny węzeł Fibonacciego, posiadający liczne wzmocnienia wywodzące się z klasycznej analizy technicznej – twierdzi Danielewicz. W przeciwnym wypadku (czyli negacji również i tej zapory cenowej) indeks zacząłby najprawdopodobniej z dużym impetem podążać w kierunku średnioterminowego zniesienia 38,2 proc. (poziom 4180 pkt). – Pozytywne wskazanie techniczne, negujące coraz bardziej podażowo wyglądający układ techniczny, pojawiłoby się natomiast w momencie udanej próby ataku na opór 4427 pkt (zniesienie 38,2 proc.; zmiana biegunów) – zauważa Danielewicz.
Czytaj więcej
Wyniki finansowe za I półrocze 2023 r. zdają się potwierdzać wcześniejsze obawy analityków, że trwający rok dla wielu spółek będzie bardziej wymagający niż poprzedni. Widać to nawet w przychodach ze sprzedaży, które spadają.
Amerykańskim akcjom nie pomaga przecena obligacji skarbowych. W połowie zeszłego tygodnia rentowności papierów dziesięcioletnich dotarły do 4,5 proc. Kolejnego dnia nastąpiło wyraźne cofnięcie, jednak na otwarciu nowego tygodnia wskaźnik ten znów powędrował do tegorocznych maksimów. Sytuacja rynku długu za oceanem nie pozostaje bez wpływu na rynki europejskie. Kurs eurodolara pozostaje w okolicach najniższych poziomów od sześciu miesięcy. Oprocentowanie niemieckich obligacji dziesięcioletnich zwyżkowało w poniedziałek do 2,8 proc., co oznaczało nowe wieloletnie szczyty. Niemiecki DAX z kolei po południu tracił prawie 1 proc. i oznacza to, że jego zwyżka od początku roku to już tylko 10,6 proc. Jak przyznaje Piotr Niedek, analityk BM mBanku, od miesięcy na Deutsche Boerse trwa erozja kapitału. – O ile największe spółki przebywają w szczytowych strefach, o tyle druga i trzecia linia niemieckiego parkietu do historycznych szczytów ma olbrzymie zaległości. mDAX, aby znaleźć się w miejscu, w którym ostatnio bywa DAX, musiałby zyskać 30 proc. Ta rozbieżność zaczęła się jednak powiększać – zauważa Neidek. W ostatnich dniach mDAX wyszedł dołem z konsolidacji. W podobnej sytuacji znajduje się teraz indeks 40 największych spółek. – Z tą różnicą, że formowany od miesięcy rozszerzający się trójkąt przywołuje wspomnienia z I kwartału lat 2022 i 2020. Wówczas tego typu formacja co obecnie (trójkąt rozszerzający się) zapoczątkowała silne spadki na niemieckim parkiecie – przypomina ekspert BM mBanku. W poniedziałek DAX dodatkowo rozpoczął test średniej 200-sesyjnej. – Jej wiarygodne przerwanie ma prawo okazać się triggerem dla niedźwiedzi do mocniejszej podróży na południe. Jednakże jak to bywa z timingiem, jest jeszcze szansa na to, że powtórzy się jesienna zwyżka jak dwa lata temu – podkreśla Neidek. Wówczas byki otrzymały ostatnią szansę na powrót. – Wprawdzie później pojawiły się nowe szczyty, ale była to jedynie lokalna zwyżka przed mocniejszymi spadkami. Teraz, ze względu na słabość małych i średnich spółek, zarówno notowanych we Frankfurcie, jak i Nowym Jorku, trudno być optymistą co do akcji – przyznaje Neidek.