Bessa na GPW znów straszy. Twierdzenia o jej końcu są przedwczesne

Wtorkowe dane o amerykańskiej inflacji, która okazała się negatywnym zaskoczeniem dla rynków, pokazały, że niczego nie można być pewnym w obecnym, kryzysowym otoczeniu. Inwestorzy muszą się nastawić, że w obliczu czyhających wyzwań i problemów twierdzenia o końcu bessy są zdecydowanie przedwczesne.

Publikacja: 13.09.2022 21:00

Bessa na GPW znów straszy. Twierdzenia o jej końcu są przedwczesne

Foto: Bloomberg

W ostatnich dniach nastrój na warszawskiej giełdzie wyraźnie się poprawił, co pozwoliło indeksom odrobić część strat. To rozbudziło nadzieje inwestorów. Czy jest więc szansa na kontynuowanie odbicia, czy to jedynie przystanek na drodze ku nowym dołkom bessy?

Chwilowa poprawa nastrojów?

Inwestorzy w ostatnich dniach Warszawie dostali silne wsparcie w postaci poprawy globalnych nastrojów. Podtrzymywała je nadzieja, że plany Unii Europejskiej dotyczące opanowania kryzysu energetycznego w Europie przyniosą pozytywne skutki, dzięki czemu uda się uniknąć tąpnięcia w gospodarkach. Do tego doszły też doniesienia z frontu o udanej kontrofensywie ukraińskich wojsk, co może przyspieszyć rokowanie pokojowe. Optymizm został jednak zmącony w trakcie wtorkowej sesji po danych o amerykańskiej inflacji, która okazała się wyższa od przewidywań rynku. – I połowa września to wyraźne ożywienie popytu na ryzykowne aktywa. Rynek zachowuje się, jakby podwyżka stóp procentowych przez Fed w przyszłym tygodniu o 75 punktów bazowych była przesądzona i miała miejsce sprzedaż faktów po tym, jak EBC jastrzębio zaskoczył w minionym tygodniu. Inwestorzy pozytywnie odbierają także ofensywę wojsk ukraińskich, a może bardziej brak zdecydowanej odpowiedzi Rosji. Daje to szansę na dalsze zamrożenie konfliktu i zmniejszenie ryzyk gospodarczych z nim związanych – zauważa Rafał Sadoch, analityk BM mBanku. – Jeśli tak stałoby się faktycznie, wówczas otworzyłaby się droga do kontynuowania odbicia. Pytanie, czy nie za wcześnie, aby przesądzać, że najgorsze jest już za nami? – zastanawia się ekspert.

Jego zdaniem w sytuacji pogłębienia się deficytu surowców energetycznych i konieczności wprowadzenie przestojów w zakładach produkcyjnych, trzeba się liczyć z wyznaczeniem nowych minimów przez rynek. – Rynek wydaje się oswajać z perspektywami polityki monetarnej, szczególnie że jest blisko szczytu inflacji. Pytanie, co dalej z geopolityką? Tu zagrożenia również się obniżyły, ale nie zdematerializowały. Nawet jeśli końcówka roku będzie nerwowa na rynkach finansowych, wyceny największych spółek są już na tyle niskie, że powinno ograniczać to przestrzeń do dalszej przeceny – dodaje.

Czytaj więcej

W WIG20 zrobiło się tanio. Które spółki stanowią okazję?

W ocenie Kamila Cisowskiego, dyrektora zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego DI Xelion, przełom ubiegłego i tego tygodnia mógł wyznaczyć punkt zakończenia ogromnej słabości polskiego rynku akcji na tle reszty świata, co jednak jego zdaniem nie oznacza, że potencjał spadkowy został już wyczerpany. – O ile w przypadku Polski możemy mówić o naprawdę niskich wycenach wskaźników, porównywalnych z okresami największego wyprzedania w ciągu ostatnich dwóch dekad, sytuacja na świecie wygląda zupełnie inaczej. Wyceny w USA nie są przesadnie niskie, gdy weźmie się pod uwagę skalę dalszych planowanych podwyżek stóp, a skutki kryzysu energetycznego w Europie wciąż wydają nam się niedoszacowane. Obecna fala optymizmu, wywołana serią dość solidnych danych i osiągnięciem punktu krytycznego w cenach gazu i energii, wyczerpuje naszym zdaniem swój potencjał. Choć wierzymy, że w USA możliwe jest obronienie czerwcowego dołka, na teraz bilans ryzyk wydaje nam się przesunięty w dół. Z tej perspektywy także GPW może zejść jeszcze niżej, natomiast uważamy, że zdecydowana większość przeceny jest za nami – uważa Cisowski.

Spojrzenie techniczne

Zdaniem ekspertów jest jeszcze za wcześnie, by mówić o jakimś przełomie na warszawskiej giełdzie. Ryzyko pogłębienia dołków bessy przez krajowe indeksy cały czas jest realne.

– Oceniam, że w krótkim terminie możemy mieć do czynienia z odbiciem na GPW, przy czym będzie to raczej odbicie korekcyjne w ramach trwającego trendu spadkowego, jeszcze nie początek większej zmiany na naszym parkiecie – ocenia Michał Krajczewski, kierownik zespołu doradztwa inwestycyjnego w BM BNP Paribas. Wyjaśnia, że za takim scenariuszem krótkoterminowych zwyżek przemawia pewna poprawa notowań na rynkach bazowych (szczególnie w Stanach) oraz obrona wsparcia (poziomy covidowych dołków) na wykresie WIG20USD.

– Pierwszym oporem jest obecnie poziom 1600 pkt, czyli minimum z wakacyjnej konsolidacji WIG20. W mojej opinii dopiero wybicie ponad 1740 pkt będzie sygnałem do trwalszej zmiany trendu.

Z kolei w drugą stronę, kolejnym silniejszym wsparciem dla indeksu blue chips są minima z 2020 r. na 1300 pkt (w cenach zamknięcia) albo 1250 pkt (intraday) – wskazuje ekspert.

Możliwe „miękkie lądowanie”

Marcin Materna, szaf analityków BM Banku Millennium, zwraca uwagę, że w otoczeniu wysokiej inflacji i stóp procentowych fundamenty spółek pozostają dobre, a dodatkowo mogą skorzystać z rządowych programów wsparcia dla konsumentów, jak i wybranych sektorów w celu ochrony przed skutkami kryzysu. – Rozdźwięk pomiędzy inflacją a stopami procentowymi robi się tak wysoki, że w obliczu dużego planowanego wsparcia ze strony rządu, jeśli chodzi o ceny energii i determinacji, aby w roku przedwyborczym nie doszło do implozji gospodarki czy wzrostu bezrobocia (czemu można w krótkim terminie zaradzić kolejnymi tarczami, dodatkami itp.) inwestorzy zaczynają wierzyć, że pod względem nominalnym nie dojdzie do dużego spadku zysków spółek, obecne więc wyceny robią się powoli atrakcyjne – uważa ekspert.

– Oczywiście sektor energetyczny czy paliwowy w Polsce może być dalej pod presją (być może to te spółki zostaną zmuszone – podobnie jak wcześniej banki – do dotowania swoich klientów kosztem akcjonariuszy), ale jeśli stymulacja gospodarki będzie postępować, a stopy będą sztucznie utrzymywane na niskim poziomie, to jest to korzystne dla akcji, podobnie jak były korzystne dla giełd programy typu QE. Powoli dochodzimy moim zdaniem do momentu, gdy to rosnąca inflacja przy relatywnie niskich stopach jest najsilniejszym czynnikiem powodującym wzrost cen akcji (oddziaływanie inflacji na sytuacje firm będzie silniejsze niż negatywny wpływ spadku PKB) – wyjaśnia.

Równocześnie zwraca uwagę na inny czynnik, którego nie należy bagatelizować, jakim są przyszłoroczne wybory w Polsce.

– Pomijając scenariusze typu „wakacje od płacenia za usługi czy produkty”, które i tak mogą stać się udziałem tylko niektórych branż, sytuacja posiadaczy akcji w innych spółkach daje powody do optymizmu. Silne stymulowanie gospodarki przed wyborami, które będzie przeciwdziałało pogarszaniu się sytuacji konsumenta, a tym samym popytu na produkty spółek, sztuczne utrzymywanie stóp procentowych na stosunkowo niskim poziomie i możliwe związany z tymi czynnikami wzrost inflacji czy osłabienie kursu złotego mogą paradoksalnie korzystnie wpływać na kursy akcji wielu spółek, właśnie ze względu na skalę tych procesów – ocenia Materna.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty