Kryzys zadłużeniowy w strefie euro stał się w końcu odczuwalny w Europie Środkowo-Wschodniej. Choć przez pierwsze miesiące roku nasz region wydawał się stosunkowo „odizolowany” od problemów krajów z obrzeża eurolandu, niepokój inwestorów jednak się objawił. W maju doszło do silnej deprecjacji regionalnych walut. Złotówka i forint od końca kwietnia straciły wobec dolara po około 14 proc. Waluty te osłabiały się wtedy najmocniej na świecie.
Na początku czerwca inwestorzy wpadli w panikę, gdyż politycy węgierskiej partii rządzącej Fidesz głosili wszem wobec, że ich krajowi grozi bankructwo. Na szczęście zdołali uspokoić rynki, wycofując się z apokaliptycznej retoryki i przedstawiając plan naprawy finansów publicznych. Niewykluczone jednak, że w ciągu najbliższych miesięcy rynki znowu zareagują podobnie.
– Inwestorzy postrzegali Europę Środkowo-Wschodnią jako miejsce, gdzie już zaciśnięto pasa i zrobiono postępy, jeśli chodzi o finanse publiczne. Region uznawano więc za stosunkowo bezpieczny. Po tym, co się wydarzyło na Węgrzech, mogą jednak inaczej ocenić sytuację i uznać, że Europa Środkowo-Wschodnia może już nie być takim bezpiecznym miejscem do lokowania pieniędzy – mówił na początku czerwca Nigel Rendell, strateg z Royal Bank of Canada. Niepokój inwestorów może więc znowu uderzyć w region. Ale to niejedyny sposób, w jaki kłopoty strefy euro może zaszkodzić gospodarkom Europy Środkowo-Wschodniej.
[srodtytul]Cena cudzych oszczędności[/srodtytul]
– Finansowe, kapitałowe i handlowe powiązania z Europą Zachodnią wskazują, że Polska, Czechy i Węgry są najbardziej wystawione na potencjalne problemy gospodarcze strefy euro. Spowolnienie gospodarcze w eurolandzie dotknie mocniej te kraje niż inne rynki wschodzące – napisał Murat Ulgen, główny ekonomista HSBC ds. naszego regionu i Afryki.