BP – naftowy Lehman?

Katastrofa w Zatoce Meksykańskiej mocno zaszkodziła koncernowi BP. Konsekwencje odczują zarówno firmy z branży, jak i konsumenci. Ale szok będzie rozciągnięty w czasie i mniejszy niż podczas kryzysu kredytowego

Publikacja: 19.06.2010 01:25

Amerykańska opinia publiczna z niepokojem i wściekłością obserwuje katastrofę ekologiczną wywołaną p

Amerykańska opinia publiczna z niepokojem i wściekłością obserwuje katastrofę ekologiczną wywołaną przez BP. To skłania administrację prezydenta Baracka Obamy do publicznego atakowania tego koncernu.

Foto: Reuters

Eksperci nie mają wątpliwości: wyciek z należącego do BP odwiertu Deepwater Horizon to największa katastrofa ekologiczna w dziejach Stanów Zjednoczonych. Od blisko dwóch miesięcy do Zatoki Meksykańskiej dostaje się dziennie 60 tys. baryłek ropy naftowej.

Pierwsze szacunki mówiły tylko o 1 tys. baryłek. Ropa zagraża wybrzeżom pięciu stanów. Olbrzymi wyciek Deepwater to również katastrofa ekonomiczna. Ugodzone zostaną nią turystyka, rybołówstwo, rolnictwo oraz transport morski Południa USA. Największą ofiarą okaże się prawdopodobnie sprawca katastrofy: BP. Poszkodowany będzie jednak cały przemysł naftowy i konsumenci.

[srodtytul]Widmo bankructwa[/srodtytul]

Koszty wycieku są trudne do oszacowania. Ropa wciąż jest wyrzucana pod olbrzymim ciśnieniem z podmorskiego „gejzeru”, a BP nie jest w stanie tego powstrzymać. Specjaliści nie wykluczają, że wyciek potrwa jeszcze wiele tygodni, a nawet miesięcy. A koszty z każdym dniem rosną. Dotychczas BP wydało na powstrzymywanie wycieku, sprzątanie ropy i odszkodowania blisko 1,5 mld USD. W bliskiej przyszłości wyda znacznie więcej.

Amerykańskie prawo ustanawia maksymalną odpowiedzialność cywilną firm naftowych za dokonane przez nie szkody na 75 mln USD. Kongres pracuje jednak na tym, by powiększyć tę sumę do 10 mld USD. Nie będzie ona obejmowała kosztów posprzątania po wycieku, które BP musi pokryć samodzielnie. Nowa ustawa będzie działała wstecz, tak żeby mogła być zastosowana do katastrofy Deepwater. Koncern sam jednak zrezygnował z ustawowej ochrony, deklarując, że gotów jest zapłacić „każdą kwotę” za „udokumentowane szkody”. Zgodził się przeznaczyć 20 mld USD na specjalny fundusz odszkodowawczy.

Wyliczenia analityków banku Standard Chartered mówią, że BP zapłaci za sprzątanie po katastrofie i odszkodowania 40 mld USD. Societe Generale szacuje je na 37 mld USD. Do sądów w USA złożono jak dotąd ok. 200 pozwów przeciwko BP. Gdyby sądy uznały, że do wycieku doszło w wyniku kryminalnych zaniedbań, koncern zapłaciłby nawet 100 mld USD.

Nic dziwnego więc, że wobec tak dużej presji kurs akcji BP leciał przez dwa miesiące na łeb na szyję. Od początku wycieku spadł już o blisko 45 proc., a kapitalizacja spółki zmniejszyła się o ponad 90 mld USD. (Państwowe fundusze inwestycyjne z Chin, Kuwejtu, Singapuru i Norwegii straciły już na tym około 5 mld USD). Inwestorzy wyraźnie obawiali się, że katastrofa zachwieje finansami koncernu. Część obserwatorów nie wykluczała nawet bankructwa BP. – Administracja Obamy powinna rozważyć zachowanie aktywów BP, ponieważ prawdopodobne jest, że ta spółka zbankrutuje – stwierdził demokratyczny kongresmen Steve Cohen.

Analitycy jednak uspokajają. – W tej chwili prawdopodobieństwo bankructwa BP wydaje się odległe, gdyż firma ma dostęp do wielomiliardowych kredytów oraz zdrowy bilans – podkreśla Brad Sandler, prawnik z amerykańskiej kancelarii Pachulski Stang Ziehl & Jones. Koncern BP oczywiście konsekwentnie dementuje wszelkie pogłoski o swoim rychłym bankructwie. W czwartek, po zawarciu umowy o funduszu odszkodowawczym, kurs BP zaczął rosnąć. Inwestorzy na chwilę odetchnęli.

[srodtytul]Diabeł tkwi w regulacjach[/srodtytul]

Sprawa BP może również mocno uderzyć w inne firmy z branży naftowej. Bezpośrednio po eksplozji na platformie Deepwater rząd USA nakazał wstrzymać prace przy „nowych” odwiertach w Zatoce Meksykańskiej. Ten zakaz miał niewielki wpływ na sektor naftowy, gdyż administracja Obamy nie sprecyzowała, co znaczy „nowy” odwiert. Pod koniec maja rząd USA wprowadził jednak sześciomiesięczne moratorium na wiercenia naftowe w Zatoce Meksykańskiej. Oznacza ono, że w tym czasie nie będą wydawane nowe pozwolenia na wiercenia, a 33 pływające platformy dokonujące odwiertów poszukiwawczych muszą przerwać pracę. Ponadto zostaje odłożone w czasie ewentualne rozpoczęcie wierceń na Alasce.

Moratorium na wiercenia może być początkiem zaostrzeń regulacji w Stanach Zjednoczonych. – Katastrofa takiej rangi jest lekcją, która musi zostać przyswojona. Naturalną koleją rzeczy jest więc, że doprowadzi ona do zaostrzenia przepisów. W ciągu 18 – 24 miesięcy sektor naftowy będzie musiał dostosować się do nowego zestawu regulacji. To sprawi, że wiercenia na morzu staną się droższe – mówi „Parkietowi” Jason Kenney, analityk z banku ING.

Na razie plany regulacji są jednak mało konkretne. Rozważane jest m.in. zaostrzenie przepisów bezpieczeństwa i ekologicznych (np. wprowadzenie zakazu wydobycia ropy z głębokich podmorskich złóż w odległości mniejszej niż 75 mil od brzegu). Prezydent Obama zagroził, że pozbawi firmy naftowe ulg podatkowych. Największy niepokój w branży energetycznej budzi zmiana ustawy regulującej odpowiedzialność tych spółek za szkody.

Zdaniem branżowego think-tanku API – American Petroleum Institute podwyższenie górnej granicy odpowiedzialności z 75 mln USD do 10 mld USD zagrozi opłacalności wielu głębokich morskich odwiertów, znacząco zmniejszy wydobycie ropy w USA oraz uderzy w bezpieczeństwo energetyczne Ameryki.

Firmy naftowe będą poszkodowane przez to, że trudniej im będzie zdobyć polisę ubezpieczeniową na korzystnych warunkach. – Biorąc pod uwagę wielkość wchodzących w grę aktywów oraz kalkulację ryzyka dokonywaną przez ubezpieczycieli, ubezpieczenie odwiertu na 10 mld USD będzie niemożliwe. Nawet gdyby zostało to uznane za wykonalne, koszty okażą się niszczące dla wierceń w Zatoce Meksykańskiej. Nasze analizy wskazują, że całkowite koszty eksploracji i produkcji mogą tam wzrosnąć nawet o 25 proc., co sprawi, że wiele odwiertów przestanie się opłacać – głosi niedawny komunikat API. Ponadto mniejsze firmy mogą zostać usunięte z rynku, gdyż nie będą mogły zdobyć odpowiednich polis.

[srodtytul]Amerykański problem[/srodtytul]

Czy katastrofa Deepwater może więc być odpowiednikiem bankructwa Lehman Brothers dla przemysłu naftowego? Analitycy wskazują, że koszty zaostrzonych regulacji są obecnie trudne do oszacowania. Najwięcej stracić mogą Stany Zjednoczone. – Amerykańscy decydenci muszą być bardzo ostrożni. 10 mld USD odpowiedzialności za szkody to dla dużych koncernów ciężar, który zdołają unieść. Większa odpowiedzialność może jednak wystraszyć mniejsze firmy i zwiększyć koszty wydobycia. A jeśli jeden z regionów, np. Zatoka Meksykańska, staje się zbyt drogi dla produkcji ropy, spółki naftowe przeniosą się w inny, np. do Norwegii. To zaś zmniejszy wydobycie w USA i bardziej uzależni Amerykę od importowanej ropy – wskazuje Kenney.

Podobnego zdania jest Jewgienij Sołowiow, analityk z londyńskiego SG Securities. – Zaostrzenie regulacji dotknie niemal wyłącznie Zatoki Meksykańskiej. W wielu innych regionach, np. na Morzu Północnym, już od dawna stosowane są ostrzejsze reguły bezpieczeństwa niż w USA.

Być może Unia Europejska pod wpływem amerykańskich doświadczeń zacznie uważniej przyglądać się podmorskim wierceniom. Nie spodziewam się jednak, by zaostrzać regulacje zaczęli tacy wielcy eksporterzy ropy jak np. Angola – przyznaje w rozmowie z „Parkietem” Sołowiow. – Kluczowe dla branży będzie to, czy reszta świata, podobnie jak USA, zacznie zaostrzać regulacje. Czy dotknie to np. Brazylii, gdzie dokonano największego w tej dekadzie odkrycia nowych złóż? Brazylijskie złoża Tupi mają przecież dwa razy więcej ropy niż pola naftowe w Zatoce Meksykańskiej, a są położone bardzo głęboko – zwraca uwagę Carsten Fritsch, analityk Commerzbanku.

Eksperci nie sądzą, by katastrofa w Zatoce Meksykańskiej miała znaczący wpływ na wyceny spółek naftowych. – Najbardziej zaangażowaną spółką w Zatoce Meksykańskiej jest obecnie BP. Ona już płaci cenę wycieku. Pozostałe firmy obecne w tym regionie będą miały opóźnione plany produkcyjne. Nie będą to jednak wielkie opóźnienia, nawet jeśli moratorium na wiercenia zostanie przedłużone o pół roku. Produkcja zmniejszy się w średnim terminie, ale niewiele. To samo można powiedzieć o zyskach. Nie widzę więc żadnego bezpośredniego wpływu tej katastrofy na wyceny spółek z sektora. Może mieć on miejsce dopiero w dłuższej perspektywie – uważa Jewgienij Sołowiow.

[srodtytul]Droższe czarne złoto[/srodtytul]

Dotychczas katastrofa w Zatoce Meksykańskiej miała niewielki wpływ na światowy rynek naftowy. W dniu eksplozji na platformie Deepwater cena ropy wynosiła 83,45 USD. Niemal dwa miesiące później cena nie przekracza 80 USD. Wahania cen surowca w ostatnich tygodniach wywołane były przez inne czynniki. – Obecnie mamy do czynienia z nadmierną podażą na rynku. Podnoszący się po recesji popyt wciąż jest daleki od osiągnięcia poziomu sprzed kryzysu.

Rynek jednak nie kieruje się teraz fundamentami. Większe znaczenie mają nastroje związane choćby z problemami strefy euro. Związek między wahaniami cen ropy a kursem euro i dolara oraz sytuacją na giełdach jest bardzo silny. Sprawa BP raczej więc nie będzie miała w krótkim terminie dużego wpływu na ceny ropy – mówi „Parkietowi” Sintje Diek, która zajmuje się analizowaniem rynku ropy w hamburskim HSH Nordbank.

Problemy mogą się pojawić później wraz z wprowadzeniem ostrzejszych regulacji. – Istnieje poważne ryzyko, że zaostrzone przepisy sprawią, że wzrost wydobycia ropy z głębokich morskich odwiertów zwolni. To może doprowadzić do wzrostu cen w długim terminie. Zwłaszcza że wydobycie z odwiertów tego typu było dotychczas głównym motorem wzrostu produkcji ropy w USA. Ta część rynku była uznawana za najbardziej przyszłościową – twierdzi Carsten Fritsch.

Dokładny wpływ regulacji na produkcję jest jednak obecnie niemożliwy do oszacowania.– Zatoka Meksykańska to poważny producent ropy, ale niejedyny i nie najważniejszy. Po wprowadzeniu nowych regulacji wydobycie może tam spaść, ale wciąż będą tam produkowane ogromne ilości surowca – przypomina Sołowiow.

Według analityków Wood Mackenzie zakazy mogą pozbawić USA w 2011 r. 80 tys. baryłek dziennie wydobycia ropy. Jeśli moratorium na wiercenia towarzyszyć będzie zaostrzenie przepisów dotyczących bezpieczeństwa wydobycia oraz przedłużenie czasu oczekiwania na pozwolenia, przepadnie 350 tys. baryłek ropy dziennie, czyli 19 proc. prognozowanego na 2015 r. wydobycia z głębokich podmorskich odwiertów w Zatoce Meksykańskiej. Jednak produkcji surowca w USA to nie załamie. Wynosi ona przecież około 5 mln baryłek dziennie.

Analitycy nie spodziewają się więc, że katastrofa na platformie BP wywoła nowy „szok naftowy”. – Wyciek z „Deepwater Horizon” nie uzasadnia zmiany naszej prognozy mówiącej, że baryłka ropy będzie kosztować na koniec roku 70 USD. W tym okresie większy wpływ na cenę mogą mieć huragany. Jeśli wyrządzą one szkody amerykańskim instalacjom naftowym, baryłka będzie kosztować 80 USD. W dłuższym terminie wyciek w Zatoce Meksykańskiej sprzyja naszej prognozie wzrostu cen ropy. Na koniec 2013 r. mogą one sięgnąć 90 USD za baryłkę – przewiduje Fritsch.

Raczej więc nam nie grozi, że wyciek z platformy BP zagroziłby powolnemu ożywieniu gospodarczemu w USA. Eksperci nie spodziewają się również, by kłopoty koncernu BP stały się dla branży naftowej czymś w rodzaju upadku Lehman Brothers. – Nie ma powodu, by mówić o nowym Lehmanie. Po upadku tego banku rządy wyłożyły biliony dolarów, by ratować system finansowy. A ile może kosztować sprzątanie po wycieku? 40 mld USD – suma śmiesznie mała, jeśli porównujemy ją z kosztami kryzysu finansowego. Poza tym sytuacja firm naftowych jest dużo lepsza od sytuacji banków. One mają złoża w ziemi. Lehman miał tylko elektroniczne zapisy skomplikowanych transakcji – twierdzi Jason Kenney z ING.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?