Pozostałe postulaty przywódców G20 wciąż pozostają w sferze górnolotnych deklaracji. Żaden nie jest realizowany w sposób, który zadowalałby przynajmniej większość państw G20.
Najlepszym przykładem jest kwestia reformy regulacji systemu finansowego. Podczas spotkania ministrów finansów i szefów banków centralnych Grupy w koreańskim mieście Pusan zdecydowano, że nie będzie wspólnego stanowiska w sprawie specjalnego antykryzysowego podatku, który miałby zostać nałożony na banki. Dyskusję zdominował kanadyjski minister finansów, ostro sprzeciwiający się tej daninie. Zdobył poparcie Japonii oraz części krajów rozwijających się i zwyciężył nad wspólnym frontem propodatkowym tworzonym przez USA, Wielką Brytanię i niektóre państwa strefy euro. Rozwiązanie kwestii podatku odłożono więc na bliżej nieokreśloną przyszłość, zalecając jednocześnie, by każde państwo rozwiązało ją we własnym zakresie, mimo że Międzynarodowy Fundusz Walutowy miał już gotowy projekt regulacji.
Jednak batalia o antykryzysowy podatek nie zakończyła się. Niemiecka kanclerz Angela Merkel oraz francuski prezydent Nicolas Sarkozy wskazali we wspólnym liście do kanadyjskiego premiera Stephena Harpera (gospodarza szczytu G20), że Grupa powinna wypracować wspólne stanowisko w sprawie tego projektu oraz tzw. podatku Tobina (obciążającego transakcje finansowe i mającego ukrócić rynkową spekulację). Czy jest to osiągalne? Tak, ale wymaga od przywódców G20 dużej zdolności do wypracowania kompromisu, o co ostatnio trudno.
Źródłem kolejnego konfliktu wewnątrz G20 jest europejski kryzys zadłużeniowy. Spowodował, że wiele państw Unii Europejskiej (a także kraje spoza tej organizacji, np. Japonia i Indie) przygotowuje ambitne plany konsolidacji fiskalnej. Oznacza to kolosalną zmianę polityki antykryzysowej. Jeszcze w kwietniu ministrowie finansów G20 wydali komunikat, w którym wskazywali, że ekspansywna polityka fiskalna jest konieczna, by ożywienie gospodarcze nabrało tempa. W czerwcu w komunikacie po spotkaniu w Pusan położono już nacisk na konieczność stopniowego wycofywania się z gospodarczej stymulacji. Bardziej zdecydowane słowa o fiskalnej konsolidacji tam nie padły, głównie ze względu na sprzeciw USA. Amerykański rząd obawia się, że budżetowe zaciskanie pasa w Europie będzie zbyt szybkie i zbyt duże, co mogłoby uderzyć w światowe ożywienie gospodarcze.
– Niepokój o wzrost gospodarczy w Europie zagraża tempu ożywienia. Zaostrzanie polityki fiskalnej nie zakończy się sukcesem, dopóki nie wzmocnimy wiary w światowe ożywienie gospodarcze – głośno wyraził swoje obawy Timothy Geithner, amerykański sekretarz skarbu. Waszyngtonowi szczególnie nie podoba się, że zaciskają pasa Niemcy, czyli jeden z czołowych światowych eksporterów. Rok wcześniej przywódcy G20 wzywali przecież kraje z dużymi nadwyżkami handlowymi do wzmacniania popytu wewnętrznego, co miało łagodzić globalną nierównowagę gospodarczą.
USA są jednak osamotnione w swoich obawach. Europejscy przywódcy wspólnie bronią polityki kryzysowych oszczędności. Amerykanie nie będą mogli liczyć nawet na Kanadę. – Wiarygodne plany konsolidacji fiskalnej są konieczne, by zmniejszyć niepewność i zmienność na rynkach mogące ugodzić w perspektywy wzrostu gospodarczego – wskazał premier Harper.– Przywódcy G20 osiągną raczej kompromis co do tego, że sytuacja gospodarcza poprawiła się na tyle, by można było zacząć wycofywać się z gospodarczej stymulacji. Nie będzie to jednak oznaczało kompromisu w sprawie konsolidacji fiskalnej. Tutaj różnice zdań, zwłaszcza między Europą a USA, są za duże – mówi „Parkietowi” Peter de Bruin, ekonomista z banku Fortis.