15 kwietnia na warszawskiej giełdzie ruszył nowy system transakcyjny UTP. Jak można przeczytać w oficjalnych informacjach giełdy, ma on udostępnić na szerszą skalę bardziej zaawansowane techniki handlu. Chodzi przede wszystkim o handel algorytmiczny, który wykorzystuje zaawansowane technologie komputerowe do budowania automatycznych systemów inwestycyjnych. Jednym z kluczowych rodzajów tych technik jest handel wysokiej częstotliwości (HFT). Najkrócej mówiąc metoda ta polega na zawieraniu jak najwięcej transakcji w jak najkrótszym czasie. Wielu specjalistów już teraz mówi wprost, że za kilka lat na warszawskiej giełdzie rządzić będą skomplikowane aplikacje, które za ludzi będą podejmować decyzje inwestycyjne. Czy rzeczywiście czeka nas zmierzch inwestorów indywidualnych, którzy godzinami obserwują notowania giełdowe tylko po to, by w pewnym momencie zawrzeć transakcje? Czy zarabiać będą już tylko komputery?
Wygrać może każdy
Proste porównanie komputerów z człowiekiem wypada zdecydowanie na korzyść techniki. Człowiek nie ma szans rywalizować z komputerem choćby pod względem analizy pojawiających się danych czy też szybkości podejmowania decyzji. Co więcej, inwestujące automaty pozbawione są tego, co bardzo często przeszkadza zwykłym inwestorom – chodzi o emocje. O ile bowiem możemy mieć prawidłowe przewidywania co do przyszłego zachowaniu kursów, bardzo często podejmowane przez nas działania są rozbieżne z tym, co podpowiada nam rozum. Pojawia się bowiem zgubny strach albo chciwość. Często więc zamiast pokaźnego zarobku musimy liczyć straty. Tłumaczenie? Moment wejścia był nieodpowiedni, czas trwania inwestycji za długi, szczekający pies itd. Przykłady takie można mnożyć w nieskończoność. Jak jednak podkreśla Andrzej Zajko, zastępca dyrektora DM PKO Banku Polskiego, człowiek wcale nie musi być gorszy od automatów, nawet jeśli te zdominują handel.
– Na rynkach rozwiniętych automaty czy też systemy transakcyjne obecne są od wielu lat, co nie przeszkadza indywidualnym inwestorom w osiąganiu wysokich stóp zwrotu. Podobnie będzie w Polsce. Trendy rynkowe były, są i będą obecne niezależnie od tego, czy automaty generują 60 czy też 20 proc. obrotu. Inwestorzy indywidualni mogą je dowolnie wykorzystywać – wyjaśnia Zajko. Jak dodaje, niezależnie od tego, czy transakcji dokonuje człowiek czy komputer trzeba pamiętać, że inwestycje na giełdzie wiążą się z ryzykiem. – Pamiętajmy, że te „bezduszne maszyny" programowane są przez ludzi, którzy obarczeni są błędami poznawczymi i implementują owe błędy w kreowane przez siebie programy. Dlatego też w głównej mierze tworzone są strategie podążania za trendem, które zupełnie nie sprawdzają się na rynku cyklicznym i odwrotnie – dodaje Zajko.
Automat w służbie ludzkości
Handel algorytmiczny wcale nie musi być synonimem zła dla inwestorów indywidualnych. Niewykluczone, że kiedy technika ta zostanie rozpowszechniona na warszawskiej giełdzie, skorzystają na tym także drobni inwestorzy. Handel algorytmiczny może zwiększyć płynność, obniżyć spready, a w konsekwencji także koszty transakcyjne. Ile to razy można słyszeć narzekania, że po kupnie akcji nie można ich przez długi czas sprzedać, gdyż w arkuszu brakuje ofert albo są one mało atrakcyjne. Niewykluczone, że automaty to zmienią. Andrzej Zajko przestrzega jednak, że uzależnienie od automatów może być zgubne.
– Oczywiście handel algorytmiczny oferuje szeroki wachlarz możliwości. Można najpierw stworzyć strategię, następnie ją przetestować i wprowadzić w życie. Nawet jeśli korzystamy już z automatycznych systemów, należy je cały czas monitorować. Przykład Wall Street i tzw. flash crash najlepiej udowodnił, że automaty też potrafią popełniać błędy. Mało tego, ich omylność jest zdecydowanie bardziej kosztowna. W ciągu kilku chwil z giełdy potrafi wyparować kilka miliardów dolarów. Na razie jednak przejęcie „rządów" przez automaty warszawskiej giełdzie nie grozi. Zbyt niska płynność i zbyt wysokie koszty transakcyjne skutecznie temu przeciwdziałają – podkreśla zastępca dyrektora DM PKO Banku Polskiego.