Dziesięć razy spokojniej niż w czasach kryzysu

W pierwszych trzech miesiącach tego roku nie brakowało na świecie dramatycznych wydarzeń. Paradoksalnie jednak warszawska giełda tkwiła w uśpieniu, czekając na pojawienie się silnego trendu

Aktualizacja: 26.02.2017 22:39 Publikacja: 01.04.2011 02:34

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

Osobie nieinteresującej się na bieżąco rynkami finansowymi mogłoby się wydawać – na podstawie powtarzających się regularnie doniesień mediów o dramatycznych wydarzeniach politycznych i ekonomicznych na świecie – że miniony kwartał upływał pod znakiem gwałtownej huśtawki nastrojów na warszawskim parkiecie. Nic bardziej mylnego. Chociaż ruchy w górę i w dół oczywiście się zdarzały, to jednak obiektywne dane paradoksalnie świadczą o czymś zupełnie odwrotnym. Wbrew pozorom był to jeden z najspokojniejszych kwartałów w całej historii GPW!

[srodtytul]Historyczne rekordy niskiej zmienności[/srodtytul]

Dowodzi tego prosta statystyka. Jeśli za miarę zmienności kursów w trakcie kwartału przyjmiemy procentowy dystans między najwyższym i najniższym poziomem WIG zanotowanym w trakcie owego kwartału, to się okazuje, że taka rozpiętość wahań wyniosła zaledwie 6,3 proc. (to odległość między ostatnim rekordem hossy a dołkiem z pierwszej połowy stycznia; gdyby nie ostatnie cztery dni marca, dystans ten wynosiłby jeszcze mniej -5,6 proc.). To niemal identyczna wartość co w IV kwartale 2010 r., który również był wyjątkowo spokojny. Tak stabilnych dwóch kolejnych kwartałów jeszcze nigdy nie było w historii GPW. Dla porównania, w skrajnie rozchwianym ostatnim kwartale 2008 r., kiedy kursami akcji szarpała panika wywołana przez kryzys finansowy w USA, rozpiętość notowań WIG wynosiła prawie 60 proc. Spora zmienność utrzymywała się także przez większość 2009 r. W tym kontekście ostatnie miesiące to wręcz stan uśpienia.

[srodtytul]Emocji nie brakowało, ale nie na giełdzie[/srodtytul]

Owa senna atmosfera może być szczególnie zaskakująca na tle negatywnych zjawisk, z jakimi mieliśmy do czynienia w skali globalnej. Co prawda zmalały królujące w minionym roku obawy o finanse peryferyjnych krajów strefy euro (chociaż problemy te wcale nie znikły, o czym świadczy upadek portugalskiego rządu i przecena tamtejszych obligacji), ale ich miejsce zajęły inne czynniki. Najpoważniejszym były (i nadal są) skutki dramatycznego wzrostu cen żywności na świecie. Co prawda wzrost ten w największym stopniu miał miejsce jeszcze w drugiej połowie 2010 r. (od dołka w czerwcu do końca roku indeks S&P GCSI Agric poszybował o 80 proc., a w I kwartale powiększył tę zwyżkę jeszcze o kolejne 10 proc.), ale dopiero teraz z pewnym opóźnieniem zaczęły ujawniać się jego negatywne skutki.

Najbardziej namacalnym dla rynków efektem tendencji okazał się wzrost inflacji, przede wszystkim na rynkach wschodzących, gdzie udział żywności w wydatkach konsumentów jest znacznie wyższy niż w dojrzałych gospodarkach. Wzrost presji inflacyjnej to z kolei konieczność zaostrzania polityki pieniężnej, a to już czynnik – przynajmniej teoretycznie – niekorzystny dla rynku akcji. Pierwsza od długiego czasu podwyżka stóp procentowych w naszym kraju idealnie wpisała się w ten obraz sytuacji na świecie.

Co gorsza, rekordy cen żywności mają też drugi, pośredni skutek – społeczno-polityczny. To właśnie droga żywność stała się głównym czynnikiem, który przelał czarę goryczy w rządzonych twardą ręką krajach arabskich Afryki Północnej, zmuszając do rezygnacji prezydenta Egiptu oraz wywołując krwawą wojnę domową w bogatej w ropę Libii.

Paradoksalnie jednak wszystkie te niekorzystne zjawiska (do których w przypadku naszego kraju doszła perspektywa cięcia składek płynących do OFE, które są istotną siłą popytu na naszym parkiecie) wystarczyły jedynie do tego, by hamować kontynuację hossy na GPW, ale nie wystarczyły, aby wywołać poważniejsze przesilenie. Główne indeksy naszej giełdy naśladowały pod tym względem ruchy (a raczej bezruch) globalnego indeksu MSCI Emerging Markets, obrazującego koniunkturę na giełdach rozwijających się krajów.

[srodtytul]Rynki wschodzące spokojniejsze niż dojrzałe[/srodtytul]

Jednocześnie o ile owa stabilizacja kursów jeszcze do połowy lutego mogła być bardzo irytująca dla polskich inwestorów, patrzących na bijące rekordy hossy indeksy na Zachodzie, to w drugiej połowie kwartału owe chwilowe zapóźnienie okazało się wręcz zbawienne. Podczas gdy indeksy zachodnie pogrążyły się w gwałtownej fali wyprzedaży (jej kulminację przyśpieszyła nerwowa reakcja na tragedię w Japonii), będącej odreagowaniem wcześniejszych uporczywych zwyżek, to GPW przetrwała zawieruchę bez większego uszczerbku.

W efekcie miniony kwartał był dla polskich inwestorów spokojny nie tylko w ujęciu historycznym, ale także w porównaniu z giełdami zachodnimi. Podczas gdy wspomniana na początku rozpiętość wahań WIG wyniosła nieco ponad 6 proc., to np. w przypadku niemieckiego indeksu DAX było to 15 proc. Jak widać, dogmat mówiący o tym, że rynki wschodzące są bardziej ryzykowne od dojrzałych, niekoniecznie sprawdza się w każdych okolicznościach.

Co czeka polski rynek w rozpoczynającym się drugim kwartale? Racjonalne wydaje się założenie mówiące, że po każdym okresie niskiej zmienności – a z taką jednoznacznie mamy do czynienia od pół roku – musi nadejść nieuchronnie okres dużo bardziej energicznych wahań kursów. Obowiązujące na rynkach zjawisko powrotu (regresji) do długoterminowej średniej sugeruje, że prędzej czy później wyjątkowo niska zmienność musi nie tylko powrócić do historycznej normy (średnia rozpiętość wahań WIG w ostatnich pięciu latach to aż 23 proc.), ale być może nawet ją przejściowo przekroczyć.

[srodtytul]Uwaga na QE[/srodtytul]

Oczywiście, trudniej odpowiedzieć na pytanie o to, czy oczekiwane wybicie z przedłużającego się trendu bocznego nastąpi „prędzej” czy raczej „później”. Skoro czynniki takie jak skutki skoku cen żywności nie miały radykalnego wpływu na GPW (zresztą druga połowa kwartału przyniosła silną korektę na rynku żywności), to co musiałoby się wydarzyć, by wyrwać kursy z marazmu? Część analityków wskazuje np. na oczekiwania dotyczące zakończenia programu luzowania ilościowego w USA (QE2). Jeśli założymy, że pompowana przez Fed świeża gotówka w jakimś stopniu rozlewała się na rynki akcji i surowców, to zakręcenie tego kurka z pieniędzmi powinno mieć wyraźny wpływ na koniunkturę. Chyba że nad obawami przeważą szanse na dalszy wzrost gospodarczy i poprawę wyników spółek.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?