A w dobie hossy okazują się wręcz najlepsze dla posiadaczy akcji. Ten fenomen może posłużyć do stworzenia wskaźnika będącego barometrem nastrojów rynkowych. Niestety ostatnio wskaźnik ten nie niesie dobrych wieści dla inwestorów.
Na rynkach rozwiniętych badacze od dawna przyglądają się tzw. efektom kalendarzowym. Sprawdzają np., jak kursy akcji sprawują się na dalszą metę nie tylko w określonych miesiącach, lecz także w konkretnych dniach tygodnia. Badacze stwierdzili np., że na części rynków, w tym na amerykańskiej giełdzie, notowania zachowują się wyjątkowo słabo w poniedziałki (w te dni zanotowano ujemne stopy zwrotu), podczas gdy nieźle pod tym względem wypadają piątki.
Intuicyjnie można próbować tłumaczyć to względami psychologicznymi (najwyraźniej sprawdza się powiedzenie „nie lubię poniedziałku”) związanymi z powrotem do trudnej rynkowej rzeczywistości po weekendowym odpoczynku. Badacze próbują ten efekt tłumaczyć także tym, że to właśnie w poniedziałki inwestorzy reagują na nagromadzone przez weekend (i w piątek po zamknięciu sesji) negatywne informacje.
Co ciekawe jednak, na niektórych rynkach (np. japońskim, australijskim, tureckim) nie stwierdzono efektu słabego poniedziałku, a kiepskie wyniki inwestycyjne przesunęły się na kolejny dzień – wtorek. W tym wypadku pojawiła się teoria, że gracze na tych „opóźnionych” rynkach dopiero dzień później mogą zareagować na słaby wynik poniedziałkowych notowań w USA.
[srodtytul]Początek tygodnia w kiepskim humorze[/srodtytul]