Jeszcze trochę brakuje do dna giełdowego cyklu

W przeszłości bessy na GPW kończyły się przy rocznej dynamice WIG od -35 do -60 proc. Na razie dynamika nie spadła jeszcze nawet poniżej -20 proc.

Aktualizacja: 23.02.2017 11:51 Publikacja: 09.10.2011 19:02

Tomasz Hońdo

Tomasz Hońdo

Foto: Archiwum

Na początku września przekonywałem, że co prawda niekorzystne zjawiska gospodarcze, jakie dyskontuje od kwietnia rynek akcji, nie są jeszcze bardzo widoczne gołym okiem, ale to jednak marne pocieszenie, bo dokładnie tak samo było w trakcie bessy w 2008 roku. Słowa te pisałem wtedy, kiedy jeszcze wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu był na poziomie 51,8 pkt. Miesiąc potem, czyli w mijającym tygodniu, okazało się, że PMI osunął się do 50,2 pkt, co oznacza, że znalazł się już niebezpiecznie blisko granicy 50 pkt.

Gdyby iść tropem historycznych cyklicznych?fal spadkowych, to należałoby założyć, że PMI będzie dalej spadał, zanim osiągnie twarde dno, nawet jeśli nie dojdzie do tak głębokiego spowolnienia jak na przełomie lat 2008 i 2009. Historia uczy bowiem, że nawet w 2005 roku, kiedy faza osłabienia była wyjątkowo płytka, wskaźnik aktywności w polskim przemyśle dotarł do 47 pkt, czyli 3,2 pkt poniżej obecnej wartości.

Dynamika najniżej od wielu miesięcy

Od sytuacji sprzed miesiąca odróżnia obecne uwarunkowania jeszcze inna kwestia, dotycząca już nie tyle gospodarki, ile samego rynku akcji. Podczas gdy na początku września roczna zmiana indeksu WIG – wskaźnik, który nadaje się do oceny tego, w jakim miejscu długoterminowego cyklu jest giełda – dopiero zaczynała spadać poniżej zera (co notabene jest spójne ze zbliżeniem się PMI do granicy 50 pkt), to teraz mamy już do czynienia z dwucyfrowymi ujemnymi wartościami. Ustanawiając minimum mijającego tygodnia na poziomie 36 744 pkt, WIG był o 19 proc. niżej niż rok wcześniej.

Jeśli spojrzymy na wykres rocznej dynamiki indeksu w dalszej perspektywie, to szybko dojdziemy do wniosku, że jej faza spadkowa trwa nie tyle od wiosny tego roku (kiedy WIG ostatni raz ustanowił rekord hossy), ile już od wiosny roku 2010. Wówczas właśnie dynamika sięgnęła cyklicznego szczytu na poziomie powyżej 80 procent (czy ktoś jeszcze pamięta teraz tak wysokie stopy zwrotu?), po czym zaczęła się stopniowo osuwać. Obecnie mamy nowe minima tego wielomiesięcznego trendu.

Kluczowe jest pytanie – jak bardzo może jeszcze spaść ten ważny wskaźnik? Podpowiedzi jak zwykle warto poszukać w przeszłości. Pod uwagę weźmy te historyczne przypadki, w których zostały spełnione następujące dwa warunki: (1) trwał cykl spadkowy, który rozpoczął się, gdy dynamika przekraczała 50 proc., (2) w trakcie tego cyklu dynamika znalazła się poniżej zera. Przyjęcie tych warunków daje nam do przeanalizowania cztery historyczne przypadki. Minima tych poszczególnych trendów spadkowych roczna dynamika WIG osiągnęła w trakcie następujących miesięcy: maj 1995 r. (-61 proc.), październik roku 1998 (-37 proc.), marzec 2001 r. (-35 proc., przy czym minimum to zostało potwierdzone jeszcze później, w sierpniu 2001 r.), październik 2008 r. (-60 proc.).

Wniosek płynący z tego zestawienia jest następujący: nawet jeśli przyjmiemy, że tym razem będziemy mieli do czynienia ze stosunkowo słabym spadkiem rocznej dynamiki WIG, to i tak według historycznego wzorca minimum powinno zostać ustanowione dopiero około -35 proc. (a przecież można bez większego trudu wyobrazić sobie sytuację, w której pogorszenie warunków gospodarczych przybiera jeszcze większe rozmiary).

33 tys. pkt albo jeszcze niżej

Przyjęcie takiego założenia pozwala na prostą symulację. Gdyby założyć czysto hipotetycznie, że WIG miałby się znaleźć już teraz 35 proc. poniżej poziomu sprzed roku (czyli z początku października 2010 r.), to zamiast na wysokości około 38 tys. pkt powinien być notowany tuż poniżej 30 tys. pkt. Na szczęście dla posiadaczy?akcji taka symulacja nie uwzględnia jeszcze czasu potrzebnego do osiągnięcia minimum. W tym akurat wypadku czas działa bowiem na korzyść inwestorów z prostego powodu – przed rokiem WIG stopniowo rósł, a to oznacza, że podnosiła się baza porównawcza uwzględniana w obliczeniach rocznej dynamiki. Nawet więc gdyby WIG tkwił na obecnym poziomie, nie spadając już dalej, jego roczna dynamika i tak dalej obniżałaby się (w tempie wyznaczonym przez tempo wzrostu indeksu przed rokiem). Dla zobrazowania tego wystarczy stwierdzić, że gdyby wartość WIG była zamrożona aż do 7 kwietnia 2012 r. (czyli aż minie dokładnie rok od ustanowienia rekordu hossy w bieżącym roku), to w tym dniu jego roczna dynamika wynosiłaby -25 proc. Aby zostało spełnione wspomniane założenie o spadku dynamiki do -35 proc., do owych -25 proc. należałoby więc jeszcze dołożyć 10 pkt proc. zniżki. To dawałoby szacunek wartości WIG tuż poniżej 33 tys. pkt (pułap ostatnio notowany w lipcu 2009 r.). To minimalny szacunek, bo gdyby dno dynamiki miało zostać osiągnięte przed kwietniem, to poziom docelowy dla WIG musiałby być odpowiednio niższy.

Oczywiście, te wyliczenia to bardziej matematyczna zabawa niż precyzyjne prognozy. Niemniej słuszny wydaje się wniosek sugerujący, że na koniec negatywnego cyklu trzeba będzie jeszcze poczekać, nawet jeśli nie wystąpi już fala spadkowa o takiej sile jak ta w sierpniu.

Sprawę komplikuje jednocześnie to, że niekiedy twarde dno analizowanej przeze mnie rocznej dynamiki WIG powstawało, zanim analogiczne twarde dno ustanowił sam indeks (nigdy nie doszło zaś do sytuacji odwrotnej, w której WIG ustanowiłby dno przed dynamiką). Tak było w latach 2001 i 2008/2009. To sprawia, że poziom wynikający z zaprezentowanego wyżej wyliczenia może nie być tym, w którym trend spadkowy osiągnie punkt kulminacyjny.

Poziom oporu przesunął się niżej

Tuż po sierpniowym tąpnięciu pisałem, że ewentualne odbicie trudno będzie traktować jako przełom, skoro poziomy oporu bujają w obłokach i są nieosiągalne w najbliższej przyszłości. Założenie takie okazało się słuszne, skoro wrzesień doprowadził do ustanowienia nowych dołków. Na szczęście owe dołki można interpretować zgodnie z powiedzeniem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Rzecz w tym, że znacząco w dół przesunął się kluczowy poziom oporu, którego przebicie mogłoby świadczyć o zmianie tendencji. Powrócę tu do sprawdzonego w ostatnich latach narzędzia, które już nieraz opisywałem na łamach „Parkietu" – ruchomej linii oporu (a w czasie hossy – liczonej w taki sam sposób linii wsparcia). Zasady konstrukcji tego narzędzia oparte są na zasięgu korekt wzrostowych. Jeżeli dana korekta przyniosła wzrost WIG o przynajmniej 3 proc. (to filtr mający na celu odrzucenie mało istotnych korekt), a potem dobiegła końca i indeks ustanowił nowe minimum trendu, to linia przesuwa się do poziomu szczytu owej korekty. Dopiero kiedy linia zostanie przebita, można mówić o zmianie trendu (wówczas jej miejsce zabiera linia wsparcia). We wrześniu linia przesunęła się z bujającego w obłokach poziomu 50 tys. pkt na 42,2 tys. pkt, czyli na lokalny szczyt z końca sierpnia. T.H.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?