Dziś do obrotu na GPW wejdzie 30,98 mln akcji pracowniczych Enei (czytaj niżej). Postanowiliśmy sprawdzić, czy w przeszłości podaż obejmowanych za darmo walorów powodowała załamanie notowań lub przynajmniej słabsze ich zachowanie w porównaniu z rynkiem. Zbadaliśmy, jak sprawowały się kursy Bogdanki (akcje pracownicze stanowiące ponad 10 proc. kapitału weszły do obrotu w styczniu tego roku), PGE (7,5 proc. papierów, debiut w październiku 2010 r.), PGNiG (12,7 proc. walorów, debiut w lipcu 2010 r.), PKO BP (ponad 8 proc. akcji, debiut w listopadzie 2006 r.) oraz TP (15 proc. papierów, debiut w listopadzie 2000 r.).
Krachu nie było
Wnioski płynące z tej analizy nie potwierdzają obaw. W przypadku żadnej z wymienionych spółek nie zauważyliśmy, by w ciągu trzech miesięcy od czasu debiutu akcji pracowniczych doszło do spowodowanego tym załamania notowań. Co prawda kurs TP w ciągu kilku dni osunął się o 7 proc., ale w całości tłumaczył to jednoczesny jeszcze silniejszy spadek indeksu WIG (działo się to w czasach pęknięcia tzw. bańki internetowej).
Trudno też znaleźć potwierdzenie tezy mówiącej, że nadchodzącą podaż akcji pracowniczych inwestorzy dyskontowali, zanim doszło do wejścia walorów na giełdę. Sytuacja taka miała miejsce tylko w przypadku PGE.
Z wyjątkiem PGNiG nie zaobserwowaliśmy również, by kursy wymienionych firm, po wejściu do obrotu akcji pracowniczych, sprawowały się słabiej niż cały rynek w trakcie trendów wzrostowych. Wręcz przeciwnie, zdarzały się nawet przypadki, kiedy było dokładnie odwrotnie. Najbardziej spektakularnym przykładem jest Bogdanka, której walory w ciągu dwóch miesięcy od debiutu walorów pracowniczych podrożały o ponad 20 proc., podczas gdy WIG zyskał mniej niż 10 proc.
Najwyraźniej obejmowane za darmo akcje przez załogę nie były dotychczas najważniejszym czynnikiem decydującym o zmianach notowań, górę brały inne kwestie, takie jak ogólne postrzeganie danego przedsiębiorstwa przez inwestorów.